29 lipca 2014

Chapter 1

Au besoin on connaît l'ami




Zameldowałyśmy się w hotelu w centrum Barcelony, gdzie wcześniej zabukowałyśmy sobie pokój. Mireille przez całą drogę ekscytowała się dosłownie każdą najmniejszą rzeczą, którą zobaczyła. Już na lotnisku umówiła się na imprezę z jakimś chłopakiem, którego dopiero co poznała. Przymykałam oko na jej pewne odchyły, ponieważ znałam ją nie od dziś. Wiedziałam dobrze, że można na nią liczyć w każdej, ale to każdej sprawie.
- Dziękujemy. – uśmiechnęłam się do starszej recepcjonistki, która podała nam klucz do pokoju hotelowego. Wyjechałyśmy starą windą na piąte piętro i bez problemu odnalazłyśmy numer 513.
Rozpakowałam swoje rzeczy do niewielkiej szafy, która stała w kącie pokoju. W zasadzie nie był to może najwyższy standard, ale bardzo mi się podobał. Nie było zbędnych dekoracji, które dodawały kiczu całej stylizacji. Prosto pomalowane, beżowe ściany dobrze komponowały się z drewnianymi meblami.

26 lipca 2014

Prolog

La vie est belle



Rozdarta między dwoma światami, stałam ściskając w dłoniach bilet na samolot, czekając w kolejce do odprawy. Słuchawki założone na uszach wyśpiewywały mi moją ulubioną piosenkę, która miała za zadanie poprawienie mi humoru. Mademoiselle obok rozmawiała przez telefon od ponad pół godziny, próbując po raz setny utwierdzić w przekonaniu chłopaka o swojej dozgonnej miłości i wierności. Uśmiechnęłam się do niej na sam wyraz jej twarzy, który wyrażał jedynie zakłopotanie. Zakryła biletem zaróżowione policzki, by po chwili schować telefon w kieszeni i spojrzeć na mnie przepraszająco.
- Wybacz, że to tak długo trwało, ale wiesz dobrze jaki jest Nicolas. – ucałowała mnie w policzek i podała swój bilet uśmiechniętej kobiecie przy białej jak śnieg ladzie. Byłam następna w kolejce, więc zdjęłam słuchawki i również podałam kobiecie swój bilet. Kiedy wszystko było sprawdzone, a odprawa zakończona, weszłyśmy na pokład samolotu i zajęłyśmy swoje miejsca.
Bałam się wyjazdu do Hiszpanii. Moja francuska połowa domagała się, by zostać w ojczyźnie, natomiast ta druga, „południowa”, nakazywała mi jechać. C’est la vie.
A wszystko zaczęło się dość niewinnie. Moi rodzice spotkali się dwadzieścia dwa lata temu na południu Francji i zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. On nieziemsko przystojny Hiszpan o zielonookim spojrzeniu, romantyk z duszą na ramieniu. Ona piękna, filigranowa Francuska o gorącym temperamencie i obrączce na palcu. Tak, nie wszystko było tak różowe jakby to się mogło było wydawać. Romans okazał się na tyle owocny, że dziewięć miesięcy później na świecie pojawiła się mała istota. Oui, c’est moi. Mama nie zerwała ze swoim mężem, skądże. Wróciła do Paryża, do niczego niespodziewającego się Bastien’a, który kochał ją ponad życie. Kochał mnie jak własną córkę, nie zdając sobie sprawy z romansu swojej żony i nieślubnego dziecka. Nie dowiedział się prawdy o swoim najmłodszym dziecku, nawet wtedy kiedy zachorował, ponieważ mama nie chciała by poczuł się gorzej. Quelle blague cynique! Kiedy zmarł, postanowiła wyznać mi prawdę. Szok jaki doznała cała moja rodzina był nie do opisania. Cały mój doczesny świat rozpadł się w drobny pył, nie wiedziałam kim byłam, kim była moja rodzina, nie znałam prawdziwego ojca. Dwójka moich starszych braci i siostra, nie kryli zaskoczenia i sami domagali się prawdy. Myśleli, że skoro mama zdradziła ojca raz, mogła to równie dobrze zrobić wcześniej. 
- Uśmiechnij się wreszcie. – w bok bezpardonowo szturchnęła mnie przyjaciółka, która wyrwała mnie z zamyślenia. – Nie cieszysz się, że jedziemy do Hiszpanii? Poznamy jakiś przystojnych chłopaków, będziemy imprezować. To będą najlepsze wakacje w naszym życiu!
Oczywiście, że nie powiedziałam jej do końca prawdy. Wymyśliłam wakacje jako pretekst, ponieważ za żadne skarby nie chciałam jej mieszać w zagmatwane życie mojej rodziny. Wystarczająco jak dla niej było to, że spotykała się od paru miesięcy z moim starszym bratem Nicolasem. Miałam zamiar o wszystkim jej powiedzieć na miejscu, kiedy nie miałaby szans na możliwość ucieczki. Kochałam ją, była w końcu moją najlepszą przyjaciółką od zarania dziejów. Ale były sprawy o których ja bałam się myśleć, a co dopiero mówić.
Wyświetliłam ponownie na wyświetlaczu swojej komórki imię i nazwisko, które podała mi matka przed wylotem: Santiago Martínez García. To on był sprawcą całego zamieszania i musiał dowiedzieć się co tak naprawdę o nim myślę. A przez te dwadzieścia dwa lata nazbierało się sporo do nadrobienia w naszych nieistniejących relacjach.
Hej. Coś nowego ode mnie. Miałam mały problem, żeby znaleźć odpowiedniego faceta do opowiadania - miałam cały zarys fabuły, bohaterów, wszystko... prócz jednego kluczowego bohatera. No, ale już znalazłam i jest muy bonito! Zresztą sami przyznajcie:
No właśnie *.*

************************************************************

************************************************************