Au besoin on connaît l'ami
Zameldowałyśmy
się w hotelu w centrum Barcelony, gdzie wcześniej zabukowałyśmy sobie pokój.
Mireille przez całą drogę ekscytowała się dosłownie każdą najmniejszą rzeczą,
którą zobaczyła. Już na lotnisku umówiła się na imprezę z jakimś chłopakiem,
którego dopiero co poznała. Przymykałam oko na jej pewne odchyły, ponieważ
znałam ją nie od dziś. Wiedziałam dobrze, że można na nią liczyć w każdej, ale
to każdej sprawie.
- Dziękujemy.
– uśmiechnęłam się do starszej recepcjonistki, która podała nam klucz do pokoju
hotelowego. Wyjechałyśmy starą windą na piąte piętro i bez problemu
odnalazłyśmy numer 513.
Rozpakowałam
swoje rzeczy do niewielkiej szafy, która stała w kącie pokoju. W zasadzie nie
był to może najwyższy standard, ale bardzo mi się podobał. Nie było zbędnych
dekoracji, które dodawały kiczu całej stylizacji. Prosto pomalowane, beżowe
ściany dobrze komponowały się z drewnianymi meblami.
- Właśnie się zameldowałyśmy w hotelu. –
odpowiedziałam mamie, która przerwała błogą ciszę swoim telefonem.
- Kiedy zamierzasz do niego iść? –
wyczułam przerażenie w jej głosie. Od samego początku potępiała mój plan
podróży do Hiszpanii.
- Jeszcze nie wiem. Chcę się tu trochę
zaaklimatyzować. Może jutro, pojutrze… to dosyć ciężka sprawa, bo nie
przemyślałam dokładnie co powiem, gdy go zobaczę. „Pardon, jestem Twoją córką
czy tego chcesz czy nie?”.
- Charlotte. – matka westchnęła głośno do
słuchawki. – Może spróbuję się z nim
jakoś skontaktować przez telefon i wytłumaczę mu wszystko?
- Już za późno. Chcę widzieć na żywo jego
reakcję.
- Tylko bądź delikatna. To naprawdę dobry
człowiek, nie chcę żeby cierpiał.
- To Ty go skrzywdziłaś tak na dobrą sprawę.
Wyjechałaś bez słowa pożegnania i nigdy nie powiedziałaś mu o moim istnieniu. –
wyjęłam z walizki album ze zdjęciami z mojego dzieciństwa. Zamierzałam mu
go pokazać, albo wepchnąć w dłoń i wyjść trzaskając przy okazji drzwiami.
Wszystko zależało od jego uprzedniej reakcji.
- Uważajcie na siebie. Zadzwoń do mnie jutro.
– mamie momentalnie załamał się głos. Na wspomnienie swojej dawnej miłości, łzy
od razu napływały jej do oczu, a głos nie chciał z nią współpracować.
- Oui, mamo. Zadzwonię jutro. –
rozłączyłam się i odłożyłam komórkę na szafkę koło łóżka. Schowałam album nim
Miri wyszła z łazienki i wróciłam do rozpakowywania rzeczy.
- Co słychać w
Paryżu? Już za nami tęsknią? – zaśmiała się wesoło Miri wycierając ręcznikiem
swoje mokre włosy.
- Można tak
powiedzieć. – posłałam jej uśmiech. – Wiesz, Miri… chyba musimy poważnie
porozmawiać.
- O, nie. Co
się stało? – spojrzała na mnie zaskoczona i posłusznie usiadła na skraju łóżka.
– Chyba nie musimy już wracać?
- Chodzi o to,
co my tutaj tak naprawdę robimy… - powiedziałam słowem wstępu.
- Wakacje,
imprezy, chłopacy! – dokończyła za mnie i klasnęła w dłonie dając upust swojej
ekscytacji.
- Nie,
posłuchaj. – usiadłam obok niej. – Dwadzieścia trzy lata temu moja mama była na
podobnych wakacjach, tyle, że na południu Francji, tuż przy granicy. Bastien i
dzieciaki zostały w domu, a ona wybrała się ze swoją najlepszą przyjaciółką,
Rosalie. Znasz ciocię Rose, prawda? – blondynka przytaknęła głową słuchając
mojej opowieści. – Otóż, moja mama na jednej z imprez poznała przystojnego
Hiszpana, Santiago. Wiesz jak to jest… alkohol, taniec, czułe słówka… w każdym
bądź razie poszła z nim do łóżka. Zaszła z nim w ciąże i tak voilà narodziłam się ja.
- Co? –
wytrzeszczyła jeszcze bardziej wzrok i złapała mnie za ramiona. – O czym Ty
mówisz? Jesteś pewna?
- Mama mi o
wszystkim opowiedziała. Jakiś czas temu…
- I dopiero
teraz mi o tym wszystkim mówisz? Sacrébleu,
Charlie!
- Przepraszam,
ale to jest naprawdę trudna dla mnie sprawa… wie o tym tylko moja najbliższa
rodzina, no i teraz Ty. Zresztą jak Ci to miałam wcześniej powiedzieć?
- Wyciągnęłaś
mnie na wakacje do Hiszpanii, której nie znosisz… mogłam się domyślić, że coś
jest nie tak.
- Nigdy nie
powiedziałam, że nie znoszę Hiszpanii. Teraz kiedy wiem, że cząstka mnie
pochodzi stąd… to jakoś inaczej na nią patrzę.
- Charlie, a
co jeśli ten facet nie będzie chciał z Tobą gadać? Co wtedy zrobisz?
- Będę się
martwić o to wtedy. Dziś idziemy na imprezę, żeby uczcić nasz przyjazd. Nie
mówmy już o tym, ok.?
- Nie ma
sprawy. – uśmiechnęła się do mnie szeroko. – To co dziś ubierasz?
Wyminęłam ją,
by dostać się wreszcie do łazienki. Wreszcie mi ulżyło, że przyjaciółka
dowiedziała się o całej sytuacji. Wzięłam długi prysznic, który postawił mnie
na nogi. Kiedy tylko się odświeżyłyśmy, wyszłyśmy do knajpy naprzeciwko hotelu,
by coś wreszcie zjeść.
- Nicolas, nie bądź taki uparty. –
blondynka westchnęła po raz kolejny do telefonu na słowa wypowiedziane przez
mojego brata. – No oczywiście, że tak.
- Daj mi go na
chwilę. – wyjęłam dłoń nad stolik i poprosiłam o telefon, który po chwili
podała mi dziewczyna. – Nicolas, daj nam
w spokoju odpoczywać na wakacjach. Ledwo co wylądowałyśmy, a Ty już zamęczasz
biedną Mireille.
- Charlie, nie bądź taka. Martwię się o Was.
– powiedział spokojnie.
- I dlatego wydzwaniasz do swojej dziewczyny
co pięć minut? Człowieku, daj żyć.
- Nom d'un chien! – powiedział wyraźnie
obrażony. – Bawcie się dobrze, zadzwonię
do Was jutro.
Nim zdążyłam
cokolwiek odpowiedzieć, rzucił słuchawką. Wzruszyłam jedynie ramionami i
oddałam komórkę wyraźnie przejętej blondynce.
- On już tak
ma. Nie przejmuj się. – westchnęłam. – To chyba u nas rodzinne, bo matka też ma
takie humorki.
Zabawne było
zdanie, które wypowiedziałam. Jeszcze kilka tygodni temu myślałam, że Bastien
był moim ojcem i trójka mojego rodzeństwa była ze mną ściślej przez to
powiązana. Wiedza, że mamy jedynie wspólną matkę, nie napawała mnie optymizmem.
Gdzieś w Barcelonie mieszkał mój biologiczny ojciec, którego nie widziałam
nawet na zdjęciu. Czułam się paskudnie z myślą, że to co zastanę w jego domu
może nie spełnić moich oczekiwań. W zasadzie starałam się nie mieć żadnych, ale
podświadomie kreowałam jego wizerunek. Ale jaki wizerunek mógł mieć facet,
który zaliczył panienkę na wakacjach i nie miał z nią później żadnego kontaktu?
Mama zawiniła, to prawda, bo mogła zostawić mu swój numer telefonu, albo wziąć
od niego. Ale takie zwalanie winy, nie miało żadnego sensu.
Założyłam
czarną dopasowaną sukienkę, szpilki w kolorze nude, usta pomalowałam na kolor
czerwony, a włosy lekko podkręciłam. Chciałam wyglądać wyjątkowo i nie odbiegać
strojem od wystrojonej Miri. Blondynka założyła beżową sukienkę bez ramiączek i
uczesała koka, który zdecydowanie eksponował jej szyję i spory dekolt.
Wyglądała obłędnie, zresztą jak zawsze.
Znalazłyśmy w
Internecie stronę jednego z modniejszych klubów w Barcelonie „Ophélie” i zadzwoniłyśmy po taksówkę.
Dojazd trwał niecałe piętnaście minut, a na zewnątrz roiło się od
imprezowiczów.
- Ciekawe jak
my tam wejdziemy. – jęknęłam widząc długą kolejkę, która zdawało się, że nie
miała końca.
- Zaraz coś
wymyślę. – znając pomysły przyjaciółki, mogłam liczyć na naprawdę wyśmienite
widowisko z nią w roli głównej. I nie myliłam się. Już po chwili wpadła na
jakiegoś chłopaka, który szybko zmierzał w kierunku wejścia VIP. Oczywiście
zupełnie przez przypadek upadła na ziemię, a chłopak nie wiedząc jak ma się jej
zrekompensować za chwilę nieuwagi (i trzepotu jej długich rzęs), zaproponował
jej wejście do środka razem z nim. Blondynka wyciągnęła mnie z tłumu i pognała
za nowopoznanym chłopakiem. Widać było, że dziewczyna wpadła mu w oko. Ja
natomiast stałam na straży jej sumienia (i związku), dlatego też zaciągnęłam ją
do baru, gdzie znalazłyśmy bez problemu dwa wolne stołeczki.
- Co Cię
opętało? – zwróciłam się do niej, zaraz po tym jak barman podał nam mojito.
- No, nic.
Ważne, że weszłyśmy do środka, prawda? – puściła mi oczko i upiła spory łyk
napoju. – Chodźmy tańczyć! – ledwo co napiłam się przepysznego drinka, a ona
pociągła mnie wprost na parkiet. Już po chwili zdałam sobie sprawę, że
zrobiłyśmy z przyjaciółką małe show. Widziałam wiele, ale to wiele par oczu,
które skierowane były na naszą tańczącą dwójkę. Kolega, który wprowadził nas do
środka, porwał bezpardonowo Miri do tańca i zostałam sama na środku parkietu.
Zamówiłam sobie jeszcze jednego drinka, żeby się rozkręcić.
- ¡Hola. –
usłyszałam za sobą męski głos, który sprawił, że podskoczyłam w miejscu. -
Przestraszyłem Cię? Przepraszam. – wysoki brunet rekompensował się całkowicie
swoimi błękitnymi oczyma, które wierciły we mnie dosyć sporą dziurę.
- ¡Hola. –
odpowiedziałam z uśmiechem. Jego oczy rozbłysły jeszcze bardziej, choć nie
byłam pewna czy to w ogóle możliwe.
- Jestem Álvaro.
– podał mi rękę, którą uścisnęłam na powitanie.
- Charlotte.
- Piękne imię,
Charlotte. Czego się napijesz? – spojrzał na pustą szklankę po mojito, którą
odstawiłam na bar i zamówił nową kolejkę.
- Dziękuję,
ale ja już nie piję. – podniosłam ręce w geście poddania się, ale nie miałam
szans z jego przekonującą miną. Odebrałam od niego nowy drink i rozejrzałam się
po klubie w poszukiwaniu Miri. Tańczyła z jakimś chłopakiem i bawiła się
zdecydowanie lepiej niż ja.
- Nie jesteś
chyba stąd, prawda? – zwrócił się ponownie do mnie po chwili. – Wyczuwam obcy
akcent. – zaśmiał się serdecznie, co ponownie wywołało uśmiech na mojej twarzy.
- Jestem na
wakacjach. Przyjechałam z Francji.
- Dobrze
władasz hiszpańskim. – zauważył od razu.
- Mama kładła
duży nacisk na naukę języków obcych, zresztą… Mój tata jest Hiszpanem, może to
dlatego. – nie miałam problemu, by opowiedzieć szczegóły ze swojego życia
zupełne obcej mi osobie. Zdecydowanie trudniej mi było przyznać się najbliższej
przyjaciółce, niż chłopakowi, którego ledwo co poznałam przy barze.
- Czyli jesteś
„nasza”. – uśmiechnął się szeroko.
- Można tak
powiedzieć. – rozejrzałam się ponownie, ale nie dostrzegłam jeszcze przed
chwilą tańczącej na całego Miri. – Muszę poszukać koleżanki, dziękuję za
mojito.
Próbowałam go
wyminąć, ale złapał mnie pospiesznie za rękę i przyciągnął lekko do siebie.
- Mogę Ci
pomóc. I tak zgubiłem gdzieś w tłumie kumpla. -
jak mogłam mu odmówić? Był tak czarujący, że to chyba zabronione. Przy
tym był uroczy i szarmancki, co wywoływało u mnie efekt „wow”. – Przy okazji
mogłabyś mi np. dać swój numer telefonu. – zagaił podczas przeszukiwania klubu.
Szukałam Miri dosłownie wszędzie, a ona jakby zapadła się pod ziemię. Miałam
ochotę udusić ją gołymi rękoma za te jej numery.
Przystojny
brunet dotrzymywał mi kroku i próbował zagadywać przy każdej możliwej ku temu
okazji. Dzięki temu nie musiałam odganiać od siebie podejrzanych kolesi, którzy
przedtem kręcili się w niebezpiecznej odległości i próbowali zagadać. Miałam
spokój, przynajmniej na jakiś czas.
- Może powiesz
mi chociaż jak wygląda Twoja koleżanka i co ma na sobie? Chciałbym wiedzieć
kogo szukam. – zaśmiał się otwierając mi drzwi do nowej sali, gdzie rządziła
bardziej klubowa muzyka. – I od razu podasz mi swój numer telefonu, tak na
wszelki wypadek. Dla dobra koleżanki, oczywiście. – puścił mi oczko.
- A co ma mój
numer telefonu w związku z szukaniem mojej koleżanki? – uniosłam do góry brwi,
w odpowiedzi na jego szeroki uśmiech.
- Otóż wiele.
Np. jeżeli ją później spotkam, będę mógł się z Tobą skontaktować, powiedzieć,
że ją znalazłem. Byłabyś mi wdzięczna i zgodziłabyś się na kawę. – powiedział
na jednym wdechu. Zaśmiałam się głośno na jego słowa i kontynuowałam przemarsz
przez środek parkietu.
- Jesteś pewny
siebie, Álvaro. – posłałam mu uśmiech. – Myślę… ba, jestem tego pewna, że te
słowa zadziałają na wiele dziewczyn w tym klubie.
- Co z tego,
skoro na Ciebie nie działają? – pociągnął mnie za rękę na środek parkietu i
złapał w pasie. – Czemu jesteś taka zamknięta? Jesteś na wakacjach, powinnaś
się bawić.
- Ależ ja się
bawię. Nie widać? – obrócił mnie wokół mojej osi i ponownie objął mnie
ramieniem.
- Ja w
zasadzie też jestem na wakacjach. – powiedział po chwili. – Mam kilka dni
wolnego i postanowiłem odwiedzić kumpli w Barcelonie.
- Jakoś ich
nie widać. – rozejrzałam się. – Chyba, że to kolejny tekst na podryw.
- Nie prawda.
– zaśmiał się głośno. – Mam lepsze teksty jeżeli chcę kogoś poderwać. – puścił
mi oczko. – Np… bolało jak spadłaś z nieba? Co taka piękna dziewczyna robi w
tak brudnym umyśle jak mój? Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? Jeśli
nie, to przejdę jeszcze raz. – zasłoniłam usta dłonią, żeby nie wybuchnąć
głośnym śmiechem, ale to nie pomogło i zaczęłam się śmiać z jego słów. – No co?
Nie działają na Ciebie?
- Nie? – nie
mogłam się opanować. – A na kogoś działają?
- No właśnie
nie. – również się zaśmiał. – Będę musiał popracować nad swoimi niezawodnymi
internetowymi tekstami na podryw.
- Dziękuję za
taniec, ale ja naprawdę muszę odnaleźć swoją koleżankę. – podziękowałam za
taniec i już myślałam, że mam go z głowy, ale on dalej za mną podążał i
zagadywał. Rozśmieszał mnie jak chyba nikt do tej pory i nie dawał za wygraną.
Miał za to chyba plusa, ponieważ większość facetów widząc mój morderczy wzrok,
już dawno by zrezygnowało. On jednak upierał się przy swoim i gadał jak najęty.
Jego śmieszne historyjki i anegdoty doprowadzały mnie do łez.
Miri nigdzie
nie było. Denerwowało mnie to, że zniknęła gdzieś z zupełnie nieznajomym
facetem. Jak mogła być tak nieodpowiedzialna? Zwłaszcza, że spotykała się z
moim bratem i rzekomo kochała go ponad życie. Álvaro zaciągnął mnie do loży,
którą wynajmował ze swoimi kolegami. Było ich całkiem sporo, a wśród nich jakby
nigdy nic siedziała zadowolona z siebie Miri.
- Co Ty tu
robisz? – spytałam po francusku co bardzo spodobało się kolegom Álvaro, jemu
najwyraźniej też, ponieważ zagwizdał i przysłuchiwał się dalej naszej wymianie
zdań. – Miałyśmy razem iść na imprezę, a Ty zostawiłaś mnie na środku parkietu
i zniknęłaś na parę godzin.
- Wybacz,
Charlie. Widziałam, że dobrze bawisz się z nowym kolegą… - puściła oczko w
stronę Álvaro. - …nie chciałam Wam przeszkadzać. Wreszcie byłaś uśmiechnięta i
wyluzowana. Nie złość się na mnie.
- I przez cały
ten czas siedziałaś z tymi chłopakami? – zajęłam miejsce obok niej przy stole
uginającym się od najróżniejszych alkoholi.
- Są naprawdę
śmieszni. Grają w piłkę w jakimś zespole w Barcelonie. Wiesz jak wygląda mój
hiszpański, wolałam pić niż z nimi dyskutować. – zaśmiała się głośno.
- Tak, wiem. –
odpowiedziałam jej z uśmiechem.
- A co z tym
boskim chłopakiem? – uniosła kąciki ust do góry.
- Próbował
mnie poderwać, ale jak widać mu się to nie udało. Tego się trzymajmy. – jeden z
chłopaków przyniósł kolejną tackę pełną drinków. Impreza dopiero się
rozkręcała, a ja miałam wreszcie ochotę wyluzować. Odnalazłam Miri, która
najwyraźniej dobrze bawiła się wśród obcokrajowców. Wypiłam dwa drinki, po
których wreszcie zaszumiało mi w głowie. Jakiś blondyn wyciągnął mnie na
parkiet, na co przystałam ochoczo. Uwielbiałam Dido i jej piosenkę „Here with
me”. Od razu przypominało mi się dzieciństwo i serial, który z zamiłowaniem
oglądałyśmy razem z przyjaciółką. Siedzieliśmy w jednej z cichszych sal w całym
klubie, dlatego piosenki były bardziej delikatne i nadające się by przy nich
swobodnie rozmawiać.
W trakcie
tańczenia z Sergio (bo tak właśnie na imię miał mój partner), poczułam, że
zostałam „odbita” przez znaną mi już dobrze, inną parę rąk. Odwróciłam się
przodem do mężczyzny i ujrzałam szeroki uśmiech nowego kolegi Álvaro. Obrócił
mnie i przyciągnął do siebie. Jego zniewalający wzrok i podniesione do góry
kąciki ust, sprawiały, że czułam się niesamowicie zawstydzona. Nie dawałam tego
po sobie znać, ale serce waliło mi jak oszalałe i unikałam jego wzroku, który
naprawdę był nie z tej ziemi.
Nie chciałam
należeć (i zdecydowanie nie należałam) do dziewczyn, które już pierwszej nocy
na wakacjach wyrywają obcych facetów i spędzają z nimi noc. To nie był mój
styl, chociaż mogłam śmiało przyznać, że czułam się wyjątkowo w jego
towarzystwie. Jeden drink więcej i pewnie sama zaciągnęłabym go do łóżka, ale
na szczęście miałam przy sobie przyjaciółkę. W odpowiednim momencie zamówiła
dla nas taksówkę i wróciłyśmy do swojego hotelu. Z mieszanymi uczuciami.
Wow coś czuje że będzie się działo:d a rozdział poprostu świetny:) Czekam z niecierpliwością na cz. dalsza:p
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Postaram sie nie rozczarowac w kolejnym rozdziale :-)
UsuńJuz się zakochalam w tym opowiadaniu ! Vazquez jest cuuuudowny, taki zartownis-czarownis. Uwielbiałam Twoje poprzednie opowiadanie o Marcu, ale tu mam nadzieje, ze nie będzie az tak dużej rozciągłości czasu ;) i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział !
OdpowiedzUsuńDziękuję. Twój miły komentarz dodał mi dużo motywacji do pisania :-)
UsuńCharlie ma rację. Jej matka faktycznie zraniła Santiago, nie powinna tak bez słowa uciekać, a potem nie dawać o sobie znać, nie powiadomić go o dziecku. Na pewno bała się konsekwencji, bo przecież miała już męża i rodzinę, ale ja jestem zdania, że należy płacić za własne błędy i że Santiago należy się chociaż kilka słów. Nie chodzi o to, by czegoś od niego wymagała, nie, mała wiadomość nie zaszkodziłaby Teraz Charlie na pewno będzie miała trudniej by do niego dotrzeć i jakoś mu to wytłumaczyć, a także sprawić, by jej zaufał. Cieszę się, że Mireille zareagowała dobrze na wiadomość o faktycznym powodzie przyjazdu do Hiszpanii, ale co mi się nie podoba,to zachowanie Nicolasa, wydaje mi się mało przyjemny w obyciu, bez sensu robi dziewczynom wyrzuty. Wątpię, że go polubię.
OdpowiedzUsuńAlvaro... prawdziwy z niego czaruś. Wie, jak zainteresować sobą kobietę. Już samo to nieodpuszczanie sprawiło, że Charlie nie miała wyjścia, jak dać za wygraną i pozwolić mu się czarować. Mireille jak widać też odnalazła się wśród Hiszpanów, chociaż w to akurat nie wątpiłam, ale na szczęście nie przestała się czujna. Dobrze, że w odpowiednim momencie zamówiła taksówkę i powstrzymała przyjaciółkę od popełnienia być może ogromnego błędu.
Skoro jednak Alvaro jest tu tylko przez chwilę, jak ich relacja się rozwinie? To jedno pytanie krąży mi ciągle po głowie i mam nadzieję, że niedługo poznam na nie odpowiedź.
Pozdrawiam :)
Przyznam, że sama mam niezły dylemat jak go w to wplątać na stałe. Pozdrawiam :*
UsuńWspółczuję Charlie tej całej sytuacji, ale mam nadzieję, że jakoś to wszytsko 'ogarnie'. Alvaro jest tutaj taki gsxzetrgs *.* Czekam na następny rozdział no i mam nadzieję, że na kolejne spotkanie Charlie i Vazqueza, pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńCzuję, że to nie jest jeszcze to najlepsze oblicze Alvaro, myślę że stać go na więcej :D
UsuńHej :* Zostałaś nominowana do VBA! Więcej info tutaj ;)
OdpowiedzUsuńhttp://njr-mi-amor.blogspot.com/