A bon chat, bon rat
Obudziłam się
z okropnym bólem głowy. Miałam wrażenie, że nie wstanę z łóżka i zacznę
wymiotować już na starcie. Na szczęście odbyło się bez nieprzyjemnych
niespodzianek i zjechałam windą do restauracji na śniadanie. Miri nie mogła
przyjąć żadnego jedzenia i siedziała w pokoju próbując wybić sobie kolejne
picie z głowy. Również czułam się fatalnie, ale chciałam cokolwiek zjeść zanim
zażyję jakąś tabletkę przeciwbólową.
To była istna
tortura. Wzięłam zimny jak lód prysznic, by dojść do siebie choć po części i
założyłam krótkie spodenki oraz koszulkę na ramiączkach. Panował nieziemski
upał, a w naszym pokoju klimatyzacja ledwo co dawała radę.
- Idziemy na
plażę. – zarządziła Miri po tym jak poczuła się lepiej. Spojrzałam na nią jak
na skończoną wariatkę i z powrotem opadłam bezsilnie na łóżko. – No weź się w
garść, Charlie. Poopalamy się, pójdziemy zjeść coś dobrego i pospacerujemy po
Barcelonie. Przecież nie spędzimy całego dnia w hotelu. – usiadła na skraju
mojego łóżka. – A kiedy chcesz do niego
iść? – wzruszyłam w odpowiedzi ramionami. – Nie wiesz? Myślałam, że jak
najszybciej, żeby wreszcie z nim porozmawiać. Sama tego przecież chciałaś.
- Ale coraz
ciężej mi się zmotywować, żeby go odnaleźć. Nie wiem czego mam się spodziewać…
kogo zastanę… a może jego rodzinę, dzieci… nie mogę przecież im zniszczyć
życia. – podniosłam się na łokciach. – Gdyby ktoś pojawił się w moich drzwiach
i mówił, że jest synem/córką Bastien’a, to chyba bym padła na zawał.
- Nikim się
nie przejmuj i idź do niego. Musisz się z nim spotkać, bo inaczej ta cała
sprawa Cię wykończy.
- Ale ja się
boję. – wtuliłam się w ramię przyjaciółki. – A jeśli każde mi spadać? Może mi
nie uwierzyć, bo w zasadzie to brzmi całkiem nieprawdopodobnie.
- Że co?
Nieprawdopodobnie? Zachciało mu się zaliczyć… bez urazy, Twoją mamę, więc niech
poniesie konsekwencje ze swojego czynu. Chce czy nie chce, pozna prawdę. I to
jeszcze dziś.
- Nie mam jego
adresu. Jak mam go odnaleźć? Mama dała mi tylko nazwisko i powiedziała, że
kiedyś mieszkał na Av. Portal de l’Angel, koło placu katalońskiego. Mógł się
już dawno wyprowadzić.
- Trzeba
będzie kogoś zapytać i po sprawie. Nie możesz siedzieć i rozmyślać w
nieskończoność. Twoja mama też jest pewnie ciekawa czy już u niego byłaś.
- Mama…
właśnie, dobrze, że mi przypomniałaś. Miałam do niej zadzwonić i ją trochę
uspokoić.
- Ok., idę się
przebrać i możemy wyjść na plażę. Tylko mnie nie wystaw. – pogroziła mi palcem
i zamknęła się w łazience. Wyjęłam telefon komórkowy z torebki i wybrałam numer
do mamy. Kilka połączeń oczekiwania i wreszcie odebrała.
- Cześć, mamo. Co słychać? – spytałam.
- To chyba ja powinnam zapytać o to Ciebie,
Charlotte. – ściszyła trochę głos, jakby nie chciała, by kto nieproszony ją
usłyszał. – Byłaś u niego?
- Czemu mówisz szeptem?
- W salonie siedzi babcia. Nie chcę, żeby
coś usłyszała. – westchnęła. – To
jak?
- Nie byłam u niego, ale zamierzam to zrobić
po południu. Wybieramy się właśnie z Miri na plażę. Co w domu?
- Nicolas wpadł na chwilę przed pracą,
Valentin pojechał do Marsylii na kawalerski swojego kolegi, a Marianne jak
zwykle przesiaduje u Romain’a. Siedzimy z babcią i pijemy kawę. Wiesz…
ploteczki.
- Babcia dalej opłakuje rozwód z Pierre’m? –
zaśmiałam się do słuchawki.
- Żartujesz? Już znalazła sobie męża numer
5. Ona jest lepsza od nas wszystkich razem wziętych. Ty przez ostatni raz byłaś
może na pięciu randkach, a ona dwa razy zdążyła się rozwieść.
- Masz rację. – westchnęłam. – Nie odziedziczyłam po niej uroku
osobistego. Choć byłyśmy wczoraj w klubie i nie narzekałam na brak
zainteresowania.
- Tylko uważaj, błagam Cię. Nie kończ tego
wyjazdu tak jak ja przed laty.
- Zapomnij. Potrafię się opanować. – usłyszałam
jak przełyka głośno ślinę. – Przepraszam.
To nie miało tak zabrzmieć.
- W porządku. Jadłaś już coś?
- Tak, byłam na śniadaniu w restauracji
hotelowej. To może nie „Ritz”, ale omlet pierwsza klasa.
- Dobra, lecę do babci. Bo znów umówi mnie
na randkę w ciemno, a ja nie zdążę zareagować. – usłyszałam jej śmiech. – Bawcie się dobrze i dzwoń jak tylko coś
będziesz wiedzieć.
- Oui, mamo. Pozdrów babcię i do usłyszenia.
– nie pozwoliłam, by zaczęła płakać do słuchawki i czym prędzej się
rozłączyłam. Była stuprocentową kobietą, twardo stąpająca po ziemi. A mimo to,
słysząc o swojej dawnej miłości, zaczynała lamentować jak mała dziewczynka.
Założyłam
czarny strój kąpielowy, który kupiłam specjalnie na wyjazd. Miał delikatnie,
koronkowe zdobienia na topie, natomiast dół był zwykły, przez to dla mnie
interesujący. Na wierzch narzuciłam białą zwiewną koszulkę i dżinsowe krótkie
spodenki. Skórzane sandałki wylądowały na moich stopach, tuż po tym jak Miri
wyszła z łazienki i byłam gotowa. Do lnianej torby zapakowałyśmy kapelusze,
okulary, olejek i oczywiście ręczniki.
Po drodze na
plażę, Miri kupiła dla siebie bagietkę, czym chciała podkreślić swoje paryskie
pochodzenie, a że nie jadła śniadanie, to pochłonęła ją zanim weszłyśmy na
piasek. Kupiłyśmy wodę mineralną i zajęłyśmy dwa białe leżaki z widokiem na
wodę, która działała kojąco na moją migrenę. A raczej kaca.
Tłum turystów,
którzy szturmowali plażę był przytłaczający, ale już po chwili wcale ich nie
zauważałam. Na horyzoncie pojawili się oni.
Ubrani jedynie w spodenki, z nagim, idealnie wyrzeźbionym torsem, wyglądali jak
żywcem wyciągnięci ze „Słonecznego patrolu”. Zsunęłam okulary na szubek nosa,
by kontrolować ich poczynania, po czym zauważyłam znaną mi dobrze niebieską
parę oczu, która zmierzała w moim kierunku.
- Witaj,
Charlotte. – usiadł na moim leżaku i próbował ucałować mnie na przywitanie w
policzek, ale osunęłam swoją głową. – Nie pamiętasz mnie?
- Jasne, że
tak. Chłopak, którego imię zostało zaczerpnięte z telenoweli wenezuelskiej. –
wymieniliśmy się uśmiechami. – Co tutaj robisz?
- Jak to co?
Umówiliśmy się z Miri o jedenastej przy barze na plaży. – spojrzałam na
blondynkę, która zasłoniła się momentalnie swoim kapeluszem.
- Doprawdy?
- Przyszedłem,
żeby was zaprosić na leżaki trochę dalej, gdzie jest o niebo ciszej niż tutaj i
zdecydowanie bardziej pusto. To co? – złapał moją lnianą torbę i był gotowy do
startu.
- Hola, hola.
– złapałam go za łokieć. – Ja nie powiedziałam, że gdziekolwiek się stąd
ruszam. – założyłam ręce na krzyż i spojrzałam na niego spod byka. Nim się
spostrzegłam, brunet złapał mnie w pasie i przerzucił bez najmniejszego
problemu przez ramię, co towarzyszyło mojemu przeraźliwemu krzykowi. Ludzie
wokoło przyglądali się nam z rozbawieniem, nawet Miri nie kryła swojego
szerokiego uśmiechu i zaczęła szybko zbierać nasze rozrzucone rzeczy.
Álvaro
przeniósł mnie kilkaset metrów dalej, gdzie faktycznie było zdecydowanie mniej
ludzi. Posadził mnie na jednym z leżaków i z rozbawieniem spojrzał na swoich
kumpli.
- Przesyłka
dostarczona w jednym kawałku. – przybił żółwika z jednym z kolegów i zajął
miejsce tuż obok mnie. Chwilę później dołączyła do nas Miri, niosąc pod ręką
dużą torbę i z przerzuconymi ręcznikami przez ramię.
- Cześć
wszystkim. – pomachała na przywitanie chłopakom i zajęła miejsce z mojej
drugiej strony. – Wybacz, Charlie. Oni tak ładnie prosili, a ja nie umiałam im
odmówić. – zwróciła się do mnie po francusku.
- Knujesz za
moimi plecami. To nie jest fair. – byłam naprawdę oburzona, ale w gruncie rzeczy
cieszyłam się na spotkanie z Álvaro. Od razu na mojej twarzy zagościł szeroki
uśmiech i to chyba oznaczało, że polubiłam go od pierwszego spotkania.
- Wiem, ale
przecież nic takiego się nie stało. –
uśmiechnęła się do mnie przepraszająco.
- Idziemy
zamówić coś do picia, co wam przynieść? – zwrócił się do nas Álvaro.
- Dwa razy
virgin mojito, poproszę. – odpowiedziała pospiesznie Miri i ponownie zwróciła
się do mnie w naszym ojczystym języku. – Pardon,
Charlie. Zabawmy się, jesteśmy w końcu na wakacjach.
- Dobra,
dobra. Wybaczam Ci, ale tylko dlatego, że na horyzoncie widzę parę
sześciopaków. – zsunęłam okulary i spojrzałam na zbliżającego się Álvaro wraz z
paroma kolegami. Brunet posłał mi szeroki uśmiech i już po chwili podał mi
mojego drinka. Przedstawił mi pokrótce każdego z nich, którzy po kolei podali
mi dłoń.
Álvaro
czarował mnie na każdym możliwym kroku. Miałam wrażenie, że byliśmy zupełnie
sami na plaży, która uginała się od obcych ludzi. Miri pochłonęła się w
rozmowie z kolegami, którzy posługiwali się językiem angielskim. Wydawało mi
się, że Álvaro skupiał całą swoją uwagę tylko i wyłącznie na mnie. Nawet kiedy
rzucili się na nich kibice, którzy domagali się zrobienia sobie zdjęcia ze
swoimi „idolami”. Ciężko mi było w to uwierzyć, ale oni naprawdę grali zawodowo
w piłkę i odnosili całkiem spore sukcesy. Część z nich grała na stałe w Anglii,
część w Barcelonie, ale wspólnie występowali dla narodowych barw Hiszpanii.
Dlatego też przyjaźnili się od lat i spędzali ze sobą dużo wolnego czasu.
- To jak to
jest… grasz w Hiszpanii i Anglii? Jeździsz tam i z powrotem? – zwróciłam się do
bruneta, który położył się na leżaku obok i uniósł piwo, by wypić za moje
zdrowie.
- Jestem
zawodnikiem Getafe, ale zostałem wypożyczony do Walii do Swansea F.C. Czyli
jest tak gdy Twój klub dla którego grasz ma Cię w dupie. – napił się piwa.
- Nie
przesadzaj, Álvaro. – zwrócił się do niego Sergi. – Przynajmniej grasz, a nie
siedzisz na ławce jak ja.
- Daję z
siebie sto pięćdziesiąt procent, a i tak czuję jak się cofam. – westchnął
głośno. – Wypruwałem sobie żyły przez lata i co mi z tego przyszło?
- Ale robisz
to co kochasz, tak? – tym razem to ja zadałam pytanie.
- No jasne, że
tak. – uśmiechnął się do mnie. – Inaczej nie siedziałbym w tym wszystkim. A Ty
co robisz zawodowo? Ja ciągle gadam o sobie, a Ty tylko zadajesz pytania.
- Parę
miesięcy temu obroniłam licencjat z zarządzania i pracuję w galerii mojej mamy
w Paryżu. Zajmuję się marketingiem i zamówieniami jej prac. – odpowiedziałam.
- Twoja mama
ma galerię? – spojrzał na mnie znad swoich ray banów.
- Oui. Jest malarką i niespełnioną
artystką w jednym. Wiesz jak to jest we Francji… a w Paryżu to już w ogóle. Roi
się od malarzy, rzeźbiarzy, projektantów i fotografów. Zresztą cała moja
rodzina ma jakieś artystyczne zdolności, prócz mnie.
- Nie wierzę w
to. Twoja mama maluje, więc i Ty zapewne masz jakiś niesamowity talent.
- Do
denerwowania ludzi. – wtrąciła Miri, przeglądając jakąś gazetę z modą.
Zaśmiałam się na jej słowa i ochoczo przytaknęłam.
Chłopcy chwilę
później zerwali się z miejsca, żeby udać się na szaleńczy maraton
kitesurfingowy. Podziwiałyśmy ich z daleka jak dawali sobie radę z falami i
nieposkromionym wiatrem. Widać było, że nie jest ich to ich pierwsza styczność
z deską surfingową i bardzo dobrze sobie radzą. Miałam okazję do nich dołączyć
i nauczyć się tego czy owego, ale spanikowałam. Nie byłam najlepszą pływaczką i
szczerze bałam się kontaktu z takim sportem. Wolałam obserwować ich z plaży i
śmiać się z ich przewrotek.
- Idziemy dziś
odszukać Twojego biologicznego ojca, tak? – zwróciła się do mnie Miri, kiedy
wreszcie mogłyśmy swobodnie porozmawiać w naszym ojczystym języku, bez gwizdów
zachwytu od strony chłopaków.
- Myślałam, że
zrobię to sama.
- Nie zostawię
Cię samą z tym wszystkim. Razem go odnajdziemy. – uśmiechnęła się do mnie
szeroko. Posłałam jej pełne wzruszenia spojrzenie i wróciłam do przeglądania
gazety.
To niesamowite
jak dwie zupełnie różne od siebie osoby, potrafią stworzyć przyjaźń na całe
życie. Kiedy zobaczyłam po raz pierwszy Miri, uważałam, że jest zarozumiałą
i zapatrzoną w siebie dziewczynką z dwoma długimi warkoczami. Spieszyła się na
francuski i wpadła na mnie, przewracając mnie na ziemię. Z początku nie
pałałyśmy do siebie sympatią, ale kiedy nasze matki zaczęły się spotykać na
kawie, my miałyśmy okazję do wspólnej zabawy. Miałyśmy po osiem lat, a już
wtedy chciałyśmy mieć kogoś z kim mogłybyśmy porozmawiać dosłownie o wszystkim.
Mireille była dla mnie jak siostra, choć miałam starszą Marianne, to właśnie
Miri wysłuchiwała moich opowieści. Starsza o trzy lata siostra miała swoje
„dojrzalsze” towarzystwo i nie zwracała na młodsze rodzeństwo. Zawsze miała
lepszy kontakt z najstarszym z nas Valentin’em, natomiast ja w swojej paczce
znalazłam miejsce dla rok starszego Nicolas’a. Już wtedy w oko wpadła mu moja
przyjaciółka. Byliśmy jednak dziećmi i nie zwracaliśmy uwagi na relacje
damsko-męskie. Skupialiśmy się raczej na zabawie i budowaniu domku na drzewie.
W rezultacie i tak całą robotę odwalił za nas Bastien.
Álvaro wrócił
do nas jakiś czas później, zostawiając swoich kumpli w wodzie. Złapał mnie w
pasie i przerzucił przez ramię, jak już wcześniej uczynił. Miałam ochotę go
udusić i ściągnąć mu spodenki, bo akurat moje dłonie znajdowały się na
wysokości jego tyłka. Zaprzestałam jakichkolwiek prób, kiedy poczułam jego dłoń
na mojej pupie i gdy oznajmił spokojnym tonem, że i ja stracę dolną część
stroju kąpielowego. Nie chciałam świecić gołym tyłkiem na plaży pełnej ludzi,
więc uspokoiłam go jak tylko mogłam i razem weszliśmy do ciepłej wody. Na
wstępie chciał mnie utopić, ale i ja nie pozostałam dłużna. Szybko skoczyłam na
jego plecy i próbowałam zanurzyć, ale był niewątpliwie silniejszy ode mnie i wszystko
obróciło się przeciwko mnie.
- No daj już
mi spokój! – pisnęłam, po raz kolejny wynurzając się z wody. – Chcesz mnie
utopić?
- Ależ skąd. –
uśmiechnął się szeroko. – Pracuję na Twój numer telefonu.
- Myślisz, że
jeżeli mnie utopisz to możesz liczyć na numer? Zwariowałeś. – próbowałam wyjść
z wody i wrócić na leżak, ale ponownie złapał mnie w pasie i przyciągnął do
siebie.
- Liczę na
kawę od której mówię od wczoraj, a Ty jesteś nieugięta. – trzymał mnie za
ramiona, przez co czułam na plecach jego klatkę piersiową. – To jak będzie?
Randka czy utopienie?
- Nie dajesz
mi żadnego wyboru. – westchnęłam i uwolniłam się z jego objęć. – Utopienie! –
odskoczyłam od niego szybko i wydostałam się z wody. Pomachałam mu z leżaka,
który szybko zajęłam i odwzajemniłam uśmiech Miri.
- On jest
serio… boski. – blondynka dała upust swojej ekscytacji piszcząc jak mała
dziewczynka. – Musisz się z nim umówić!
- Musi się
więcej postarać. Niech nie myśli, że jestem pierwszą lepszą dziewczyną, która
poleci na jego… nieziemskie… niebieskie oczy… - zaśmiałam się ze swoich słów,
które kiedyś prawdopodobnie nigdy nie wyszłyby z moich ust.
- A widzisz.
Podoba Ci się! – przyjaciółka klasnęła w dłonie.
- No jasne, że
tak. Ma w sobie „to coś”. Ale numeru telefonu jeszcze nie dostanie. – puściłam
jej oczko. Kontynuowałyśmy obserwowanie nowych kolegów, którzy w dalszym ciągu
spędzali czas w wodzie. Ekscytowali się przy tym jak mali chłopcy, choć z
wyglądu przypominali modeli żywcem wyciągniętych z pierwszych stron czasopism.
Zwracali na siebie uwagę wszystkich dziewczyn w okolicy, a mimo to i tak w
rezultacie położyli się na leżakach obok nas. Miałyśmy przez to niezmierną
satysfakcję.
Hej! Kolejny rozdział za nami. Mam wrażenie, że moje opowiadania z dnia na dzień tracą czytelników. Może jest to spowodowane wakacjami, bo kto przesiaduje przez cały czas na kompie (ja??) i czyta nowości. No, ale mam nadzieję, że jednak ktoś czyta i komentuje :-)
Ja czekam z niecierpliwością i patrzę na bloga co 5 min. czy dodałas następny rozdział opowiadania;D A tak wgl. to święty rozdział coś czuje że będzie nieźle się działo w kolejnych:)
OdpowiedzUsuńJeeeeeej, dziękuję bardzo!!! To dużo dla mnie znaczy i postaram się nie zawieźć w kolejnym rozdziale :*
UsuńJa również śledze tego bloga jak i wszystkie twoje poprzednie :D jest to jedno z moich ulubionych opowiadań, bo czy można chcieć czegoś więcej jak jest Alvaro :D życze weny i czekam na kolejne tak samo świetne rozdziały
OdpowiedzUsuńNo oczywiście, że mam takie samo zdanie - Alvaro jest, więc nie trzeba nikogo więcej ;-)
UsuńJedno zdanie naprawdę mnie powaliło, nie mogłam przestać się śmiać, bo szczerze mówiąc nigdy jakoś do głowy mi takie porównanie nie przyszło. Alvaro i imię z wenezuelskiej telenoweli. No boskie!
OdpowiedzUsuńJak już zaczęłam od Alvaro to niech skomentuje od końca. Nadal mnie zastanawia, jak tu Alvaro wciągniesz na stałe do opowiadania, ale już teraz za to mogę przyznać, że jego niebieskie oczy mnie hipnotyzują. Charlie ma niebywałe szczęście, że na niego trafiła, ale plusik dla mnie za stawianie mu oporu. Gdyby od razu dała mu swój numer telefonu z pewnością nie starałby się o nią tak mocno jak robi to teraz. I nie wiem co faceci mają z tym przerzucaniem przez ramię. Co to dziewczyny są jak worki kartofli? No hola, Alvaro! Szkoda, że za szybko rozpracował plan Charlie i nie udało się jej ściągnąć mu spodenek, to z pewnością byłby bardzo ciekawy widok. ;p
Coś czuję, że połączenie uporu Charlie, by nie dawać Alvaro numeru i upór Alvaro, żeby jednak ten numer dostać stanie się mieszanką naprawdę wybuchową. Ten chłopak to prawdziwy wulkan energii.
Ale co do tego wypożyczenia to Sergi ma rację, wypożyczenie nie jest złe i wcale nie znaczy, że klub ma go w dupie. Wręcz przeciwnie, dają mu szanse na rozwój, bo wiedzą, że wyjściowa jedenastka jest na razie mocno okupowana. Lepsze wypożyczenie niż grzanie ławy. Głowa do góry, Alvarito :)
Oby Charlie odnalazła ojca, trzymam za nią kciuki. Należy jej się to. I wątpię, by powiedział jej po prostu, żeby spadała. Na pewno dozna jakiegoś szoku, w końcu nie codziennie obca dziewczyna puka do twoich drzwi i oznajmia, że jest twoją córką, ale gdy oswoi się już z nim na pewno będzie chciał wiedzieć o dziewczynie wszystko. Myślę, iż doskonale się dogadają. A taka przyjaciółka jak Miri to prawdziwy skarb. Może i jest nieco zakręcona, ale jest przy Charlie zawsze, kiedy ta tego potrzebuje, a poza tym trochę szaleństwa w życiu jest jak najbardziej wskazane.
Buziaki :*
Oglądałam z nudów jakąś telenowelę i powiem Ci, że co drugi bohater to Alvaro - stąd moje porównanie :D
UsuńJak zawsze świetny rozdział <3 Zazdrszczę Charlie spotkania z Alvaro i wgl, ale coś mi się wydaje, że niedługo namieszasz jeszcze bardziej, prawda? A Miri jest cudowną przyjaciółką !
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;*
Oczywiście, że namieszam. To raczej mój znak rozpoznawczy, że nic nie jest tak jak powinno :-)
UsuńJej rozdzał nieziemski ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;p
Dziękuję :-)
UsuńJa kilka razy dziennie sprawdzam czy przypadkiem nie ma nic nowego :D a rozdział cacy, był czarujący Alavaro wiec jestem wniebowzieta ! Czekam na nowość i akcje z tatą Charlie <3
OdpowiedzUsuńWiem, że mam nieeeeeeezłe tempo jeśli chodzi o dodawanie nowości :-)
UsuńPrzepraszam cię bardzo za spam, ale zapraszam na nowości: http://tu-me-ayudas.blogspot.com, http://entre-los-mundos.blogspot.com, http://primer-sentimiento.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuń