A cœur vaillant rien d'impossible.
Siedziałam na
kanapie z głową opartą o ramię Miri. Obserwowałam co działo się w salonie kątem
oka i w duchu błagałam przyjaciółkę o to, żeby wyjść. Na widok schodzącego po
schodach Álvaro, zaśmiałam się pod nosem i próbowałam zbagatelizować każdy jego
ruch, ale nie potrafiłam. Mimowolnie wodziłam za nim wzrokiem, a kiedy nasze
spojrzenia się skrzyżowały, brunet poniósł do góry kąciki ust.
Mirielle
wpatrzona była w wyświetlacz swojej komórki, co chwilę siarczyście przeklinając
pod nosem, próbowała pogodzić się z moim bratem. Nie miałam pojęcia o co im
znowu poszło i nie zamierzałam się wtrącać w trwającą francuską telenowelę z
nimi w rolach głównych.
- Jak się
bawicie? – z mojej drugiej strony usiadł Sergi, który przyniósł nam po butelce
piwa.
- Jestem
wyczerpana. – zaśmiałam się i wyprostowałam, ponieważ kręgosłup dał mi się we
znaki. – Chyba na nas już pora, co? – zwróciłam się do blondynki, która kiwnęła
głową nie odwracając wzroku od telefonu. – Jesteśmy w kontakcie? – Sergi
odprowadził nas do drzwi, zaraz po tym jak zamówił dla nas taksówkę.
- Jasne, że
tak! Pewnie wymyślimy coś na spontanie, to dam Wam znać co i jak. – uściskał
nas mocno, by chwilę po tym pomachać nam w progu swojego domu.
Álvaro pojawił
się ni stąd ni zowąd i podbiegł do taksówki zapinając po drodze guziki w swojej
koszuli.
- Pozwólcie,
że do Was dołączę. – wepchnął się z nami na tylnie siedzenie i posłał nam
szeroki uśmiech. – Nie chciałem, żebyście wracały same po nocy, w dodatku w
obcym mieście i bez znajomości terenu. – podał kierowcy swój adres, ale
zaznaczył, że najpierw jedziemy pod hotel, mimo iż znajdował się wiele
przecznic dalej.
- To naprawdę
miłe z Twojej strony. – przyjaciółka uśmiechnęła się równie szeroko co on i
oparła się płasko o oparcie, by dać mu możliwość poglądu na mnie. Siedziałam z
prawej strony z nosem prawie przyklejonym do szyby. Obserwowałam mijane uliczki
i ludzi wracających z imprez. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że dochodziła
czwarta rano.
- Może chcesz
wejść do nas na górę? I tak nie pójdziemy jeszcze spać, więc zawsze możemy
dokończyć butelkę wina, którą wczoraj wieczorem nie dokończyłyśmy wypić. –
myślałam, że dosłownie rozszarpię Miri, która jakby nigdy nic zaprosiła bruneta
do naszego pokoju hotelowego. Nie znałam go na tyle, by dać mu swój numer telefonu,
a co dopiero, żeby go gdziekolwiek zapraszać!
- Z
nieukrywanym smutkiem muszę odmówić. – wydostał się za nami z taksówki i oparł
się jedną ręką o drzwiczki. – Do zobaczenia, mam nadzieję już wkrótce. – posłał
mi uśmiech i wsiadł do samochodu, który po chwili odjechał.
- Jezu, on
jest obłędny. – blondynka powachlowała się swoją kopertówką i weszła przede mną
do holu na parterze. – Daję słowo… - wsiadłyśmy do pustej windy. - …że gdyby nie Nicolas, to nie
miałabym skrupułów by się na niego rzucić. – jej śmiech wypełnił małe
pomieszczenie, co skomentowałam krótkim ‘aha’. – No nie bądź taka!
- Jaka? – znalazłam w torebce elektroniczny
klucz, który wsunęłam w czytnik przy drzwiach.
- No taka… -
przyjaciółka uznała, że kontynuować będzie dopiero za zamkniętymi drzwiami
naszego pokoju. - …taka niedostępna. Nie widzisz jak on się stara? Odwiózł nas,
bo bał się, że może nam się coś stać po drodze… sposób w jaki na Ciebie patrzy…
chciałabym, żeby Twój brat tak robił!
- Mirielle! –
skarciłam ją wzrokiem. – Nie podniecaj się już tak. Nie zamierzam się wdać w
romans z pierwszym lepszym Hiszpanem, który niewątpliwie ma niesamowite oczy… i
uśmiech… ale! – usiadłam na łóżku. – Do niczego nie dojdzie!
Podniosłam o
góry dwa palce w geście przyrzeczenia. Naprawdę chciałam w to wierzyć, ale mimo
wszystkich moich starań, ciągła mnie do niego nieokiełznana siła.
Obudziłam się
na dźwięk przychodzącej wiadomości tekstowej w mojej komórce. Odnalazłam ją w
torebce i szybko pobladłam.
„Charlotte, przepraszam za swoje wczorajsze zachowanie
podczas naszej rozmowy. Czy moglibyśmy się spotkać i obgadać to wszystko na
spokojnie? Będę w kawiarni ‘Azúcar’ o godzinie 12:00/ Santiago”.
Weszłam do
kawiarni z mieszanymi uczuciami. Bałam się jak diabli i chyba było to po mnie
widać, ponieważ wszyscy ludzie, którzy mnie mijali, spoglądali na mnie
zaintrygowani. Odnalazłam wzrokiem stolik przy którym siedział Santiago i
dopiero po chwili do niego podeszłam.
- Dzień dobry,
przepraszam za spóźnienie. – wybełkotałam stojąc za krzesłem. Mężczyzna podskoczył
i podniósł się z miejsca na mój widok. Spojrzał na mnie wystraszonym wzrokiem.
- Dziękuję, że
przyszłaś. – odsunął mi krzesło, na którym po chwili usiadłam, a sam zajął
miejsce naprzeciwko mnie. – Jadłaś już coś? – pokiwałam głową. - Przepraszam za
swoje zachowanie. Wiem jak to mogłaś odebrać… nie dziwiłbym się gdybyś nie
zgodziła się na to spotkanie.
- Byłam zbyt
ciekawa co ma…. Pan, do powiedzenia. – nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Byłam
zbyt zestresowana, by powiedzieć coś mądrego, dlatego wolałam milczeć.
- Rozumiem. –
po chwili przy naszym stoliku pojawiła się kelnera. Zamówiłam czarną kawę,
Santiago natomiast sok pomarańczowy i dwa zestawy śniadaniowe, mimo moich
usilnych sprzeciwów. – Zaskoczyła mnie Twoja wizyta. Zrozum… nie spodziewałem
się czegoś takiego.
- Mój wyjazd
do Hiszpanii był impulsywny. Kiedy tylko moja matka wyznała mi prawdę,
postanowiłam pojechać na wakacje i Pana odnaleźć. Niczego się nie spodziewałam,
ale… wiadomo, że taka informacja po dwudziestu latach życia… kiedy myślałam, że
moim ojcem jest ktoś inny… poczułam się naprawdę źle.
- Nie
rozumiem, dlaczego Twoja mama nie dała mi znać, że jest w ciąży… żadnego
telefonu, żadnego listu… zniknęła z mojego życia tuż po zakończeniu wakacji.
Próbowałem się z nią skontaktować, ale prawdopodobnie podała mi zły adres i złe
nazwisko.
- Nazywam się
de Bouville. Moja mama mogła użyć swojego panieńskiego nazwiska… podobno często
tak robiła gdy jeździła na wakacje. Nie wiem… nie chcę jej tłumaczyć.
- Nie musisz.
To przecież nie Twoja wina. – zawiesił na chwilę głos. – Chciałbym z nią kiedyś
o tym porozmawiać.
- Nie jestem
pewna czy jest na to gotowa. Niech Pan zrozumie… z ledwością przyznała się do prawdy
przed rodziną. – upiłam spory łyk kawy, którą przed momentem przyniosła
kelnerka. - To dla niej naprawdę ciężka
sytuacja.
- To jasne. Ja
nadal jestem w wielkim szoku. – wyjął z kieszeni dzwoniący telefon i szybko go
wyłączył. – Przepraszam… Jestem ciekaw Twojego życia… w końcu jesteśmy rodziną.
- Co chciałby
Pan o mnie wiedzieć? – spojrzałam na niego po chwili.
- Po pierwsze…
mów mi po imieniu, nie mogę znieść tego „pana”. – uniósł lekko kąciki ust. – Do
jakich szkół chodziłaś? Studiowałaś?
- Dwa miesiące
temu obroniłam licencjat z marketingu i zarządzania. – odpowiedziałam. – Nie
jest to może mój szczyt marzeń, ale pracuję w galerii mamy i mam z tego
satysfakcję.
- Mama dalej
maluje? – ściągnął brwi.
- To zależy od
jej weny. – zaśmiałam się pod nosem.
- Jak na
artystkę przystało. – całe moje zdenerwowanie powoli ustępowało. Zaczynałam czuć
się swobodnie w towarzystwie Santiago, mimo iż znałam go niecałe dwadzieścia
cztery godziny.
Dowiedziałam
się wielu szczegółów z jego życia. Mama opowiedziała mi parę rzeczy, ale sama
nie znała go na tyle, by móc zdradzić mi więcej szczegółów. Santiago w liceum
założył zespół rockowy, który szybko przyniósł mu popularność w Hiszpanii. Jego
piosenki stały się kultowe i szybko został gwiazdą w swoim kraju. Nigdy nie
zdobył kariery za granicą, dlatego nie słyszałam o nim, ani jego zespole.
Zespół grał
setki koncertów i zarabiał pieniądze. Dopiero kilka lat temu zszedł ze sceny i
Santiago otworzył jeden z najpopularniejszych klubów w Barcelonie.
- Czyli moja
mama była ‘groupies’? – przyjrzał mi się uważnie, by po chwili wybuchnąć
głośnym śmiechem.
- Nie, absolutnie
nie. Poznałem ją prywatnie, podczas jednego ze spacerów po plaży. Z początku
nie przyznałem się kim jestem… wyznałem jej tuż przed jej wyjazdem. Była w
szoku, ale nie było po niej widać, że jej to przeszkadzało.
- Może dlatego
nie powiedziała Panu… to znaczy Tobie, prawdy. Nie chciała, by muzyk
koncertujący na okrągło miał zostać ojcem jej dziecka. – powoli cała historia
zaczynała się układać w mojej głowie. Mama wolała mieć wsparcie od
odpowiedzialnego człowieka, którym bez dwóch zdań był Bastien. Miał stałą
pracę, był oddany swojej rodzinie i przede wszystkim był dobrym autorytetem. Na
jakiegoś muzyka nie mogła przecież liczyć.
- Bardzo
możliwe, ale o to chyba powinnaś ją sama zapytać. – zawiesił na chwilę swój
głos. – Masz rodzeństwo?
- Oui. Trójkę starszego, siostrę Mariannę
i dwóch braci: Nicolasa i Valentina.
- Dobrze jest
mieć rodzeństwo. Sam mam brata, który jest może trochę zbyt zarozumiały… był
piłkarzem, więc wiesz… ale jednak to rodzina.
- Mieszkasz
sam? – spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Masz na
myśli czy mam kobietę? – zaśmiał się pod nosem. – Wiele ich się przetoczyło
przez moje życie, ale nie mieszkam z żadną… od jakiegoś czasu spotykam się z
Inѐz, ale nie wiem czy to związek na dłuższą metę…
Nie wiem czy
miałam to uznać za wychwalanie swojego testosteronu, czy coś innego, ale tak
właśnie to odebrałam.
- Rozumiem. –
westchnęłam. – A rodzice?
- Mieszkają na
wsi pod Madrytem. Kupili mały domek zaraz po tym jak tata przeszedł na
emeryturę. Powinnaś ich poznać…
Dziadkowie.
Nowi dziadkowie. Zupełnie nie potrafiłam ich sobie wyobrazić. Sądząc po
wyglądzie Santiago, mieli równie czarne włosy z tendencją do kręcenia się i
pogodny wyraz twarzy. W zasadzie to nie powinnam kreować ich wizerunku,
ponieważ dzieci często nie są podobne do rodziców. Np. ja. Przez całe życie
porównywana byłam do Bastien’a, jak się okazało niewłaściwie.
- Nie
chciałam, żeby to wszystko tak wyszło. Moja przyjaciółka… blondynka, z którą
przyszłam do klubu… - mężczyzna przytaknął na wspomnienie dziewczyny. -
…zmusiła mnie do przyjścia na rozmowę kwalifikacyjną. Stwierdziła, że skoro się
fatygowałyśmy to nie powinnyśmy marnować okazji.
- I dobrze
zrobiłyście. Pewnie dalej nie miałbym pojęcia o Twoim istnieniu.
- A! –
uderzyłam się ręką w czoło i przeklęłam pod nosem. – Jeżeli chodzi o badania
DNA to oczywiście zgadzam się i możemy je zrobić choćby dziś. – zawiesiłam się
na moment. – Oczywiście moja mama nie ma wątpliwości, ale zawsze możemy rozwiać
Twoje…
- Chyba nie ma
takiej potrzeby. Zauważam Twoje podobieństwo do rodziny Martníez García. –
uśmiechnął się półgębkiem, na co zareagowałam cichym chichotem. – Wybacz… ale
naprawdę masz po mnie oczy. Nie wiem czy zauważyłaś, ale ja od razu.
Spojrzałam na
niego podejrzliwie. Faktycznie mieliśmy ten sam kolor gorzkiej czekolady, ale
czy od razu takie same?
- Bardzo
możliwe. – skwitowałam krótko.
- Na długo
zostajesz w Barcelonie?
- Szczerze to
nie mam kupionego jeszcze biletu powrotnego do Paryża. Myślałyśmy o dwóch
tygodniach wakacji, ale minęły zaledwie dwa dni… a ja już tęsknię za domem. –
uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wygląda na
to, że i tu masz teraz dom. – zaskoczyło mnie to stwierdzenie. Tak szybko
doszedł do siebie po informacji, która prawdopodobnie przewróciła jego życie do
góry nogami. Ja pewnie przez tydzień nie potrafiłabym wyjść z mieszkania, a co
dopiero z kimkolwiek się spotykać. A on? Był spokojny i opanowany. Chłonął
wszystkie informacje na mój temat i dopytywał się o więcej. Miałam wrażenie, że
z każdą kolejną minutą staje mi się bliższy i wiem o nim coraz więcej.
Czułam się
przy nim bezpiecznie. Nie znałam go na tyle by móc to tak spokojnie stwierdzić,
ale nie umiałam tego racjonalnie wytłumaczyć. Siedziałam w kawiarni przeszło
dwie i pół godziny. Spędziliśmy ten czas na gadaniu. Po prostu gadaniu.
- Jakieś plany
na resztę wakacji? Zamierzasz zwiedzać? – spytał po chwili ciszy, która
wystąpiła po raz pierwszy od praktycznie początku rozmowy. Rozmawialiśmy bez
ustanku i temat gonił kolejny temat.
- W zasadzie
to jeszcze się nie zastanawiałam nad tym. Poznałyśmy pierwszego dnia kolegę,
który jest piłkarzem i zaprosił nas na mecz, który ma odbyć się w weekend. Nic
więcej nie planowałyśmy.
- Gdzie gra? –
wyraźnie zaciekawił go ten temat.
- W FC
Barcelona. Ale to mecz reprezentacji.
- Wiesz…
grałem kiedyś w piłkę, byłem nawet w szkółce Barcy. – wybałuszyłam oczy na jego
słowa. – Mówię poważnie. Jak to w takich przypadkach bywa… kontuzja wykluczyła
mnie ze sportu i zająłem się czymś innym. Muzyka była moją drugą miłością, więc
tak już zostało.
- Tutaj chyba
co drugi chłopak gra w piłkę, no nie? – zaśmiałam się.
- Jak nie
każdy. – odpowiedział również uśmiechem. – Mój brat był zawodowym piłkarzem, a
teraz trenuje Twojego kolegę.
- Mówisz
poważnie?
- Tak od tego
sezonu jest trenerem. Pewnie go poznasz, ale jak już wspominałem… jest trochę
zarozumiały.
- Może nie
wybiegajmy aż tak w przyszłość, ok.? Ledwo co się poznaliśmy. – trochę zgasiłam
jego entuzjazm swoim wyznaniem. Skarciłam się w myślach, ale nie mogłam tak po
prostu rzucić się mu w ramiona i od razu biec na spotkanie z „nową rodziną”.
Nie zamierzałam tego zrobić w najbliższym czasie, ponieważ i tak wiele trudu
przyniosło mi skontaktowanie się z Santiago. Reszta może zaczekać.
- Przepraszam,
Charlotte. Jestem trochę zbyt nakręcony. Myślałem o tym od wczoraj non stop…
prawie nie przespałem nocy.
- Dla mnie to
też było trudne.
- Myślałem o
Twojej mamie. Czy jest jakakolwiek szansa by się z nią zobaczyć? Wiem, że to
dziwne pytanie, ale… naprawdę chciałbym z nią porozmawiać.
- Nie była
zadowolona z faktu, że jadę do Barcelony. Myślę, że to nie jest najlepszy
pomysł, by jej to w ogóle proponować. Powiedziała mi o Tobie, ponieważ jak
stwierdziła zżerały ją wyrzuty sumienia. Ale wyraz jej twarzy gdy powiedziałam
jej o wyjeździe… długo go nie zapomnę.
- Nie tłumacz
się. Zdążyłem przez te kilkanaście dni poznać odrobinę Twoją matkę. Wiem jaka
wybuchowa potrafi być. – na wspomnienie mojej matki zmienił się mu wyraz
twarzy. Wyraźnie się rozchmurzył i mogłabym przysiąc, że się uśmiecha.
Jednak to
faktycznie była miłość. Kiedyś nie wierzyłam w jej istnienie i twierdziłam, że
istnieje tylko w filmach. Nie jakiś górnych lotów i pewnie telenowelach. Kiedy
jednak zobaczyłam jak zmienia się wypowiadając jej imię i to po dwudziestu
trzech latach! Chyba chciałabym się tak zakochać… tak prawdziwie!
- Na mnie
niestety już czas. – spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku. – Jestem
niesamowicie spóźniony, a moja asystentka pewnie odchodzi od zmysłów przez to,
że wyłączyłem telefon.
- Przepraszam,
że przeciągnęłam to spotkanie. Wygląda na to, że siedzieliśmy ponad cztery
godziny. – zamarłam spoglądając na wyświetlacz swojej komórki. – Całkowicie
straciłam poczucie czasu.
- Ja również,
ale nie żałuję! – podniósł się z miejsca i narzucił na siebie granatową
marynarkę, która idealnie komponowała się z błękitną koszulą i eleganckimi
spodniami. Wyglądał bardzo szykownie, ale chyba zawsze miał to w zwyczaju. –
Dziękuję, że przyszłaś, Charlotte. To dla mnie wiele znaczy. Mam nadzieję, że
jesteśmy w kontakcie i zgodzisz się na kolejne spotkanie? – kiwnęłam głową i
również podniosłam się z miejsca.
Santiago nie
wiedział jak ma się zachować. Najpierw rzucił na stół banknot, a później podał
mi rękę. Czy oczekiwałam, że mnie przytuli? Chyba tak, ale nie wiem czy tego
tak naprawdę chciałam. Bądź co bądź, ale był dla mnie obcy. Jedna długa rozmowa
niczego między nami nie zmieniała. Oczywiście spojrzałam na niego w innym
świetle, ale tak naprawdę wciąż niewiele o nim wiedziałam. A chciałam
zdecydowanie więcej.
- Masz mój
numer telefonu. Dzwoń kiedy tylko zechcesz. – wyszliśmy razem na zewnątrz.
Nerwowo stukałam nogą o twardą posadzkę i spojrzałam na samochód do którego
podszedł mężczyzna. Srebrny mustang cabrio z 1967 roku zrobił na mnie ogromne
wrażenie. Znałam się na samochodach przez Bastien’a, który wprost kochał zapach
benzyny i zabierał mnie na przeróżne zloty starych samochodów. – Podrzucić Cię?
– otworzył drzwi od strony pasażera. Stwierdziłam, że nie mogę stracić okazji
by przejechać się tym cudeńkiem, dlatego też się zgodziłam. Samochód Santiago
wzbudzał podziw na ulicach przez które przejeżdżał. Sama byłam wprost
zachwycona! Podwiózł mnie pod sam hotel i pożegnał się szerokim uśmiechem.
Wbiegłam
pospiesznie po schodach do głównego holu i szybko wcisnęłam guzik przywołujący
windę. Wyjechałam na swoje piętro i zapukałam do drzwi. Miri otworzyła je z
szerokim uśmiechem i wciągnęła mnie do środka. Na naszym łóżku siedział
roześmiany Sergi z pudełkiem pizzy na kolanach. Byłam zaskoczona jego widokiem,
ale nie dałam tego po sobie znać.
- Cześć,
Sergi. – przybiłam mu piątkę i usiadłam obok niego.
- Cześć,
cześć. Czekaliśmy na Ciebie z pizzą, ale zgłodnieliśmy i został tylko jeden kawałek…
- podsunął mi pudełko pod nos. Uśmiechnęłam się do niego i odebrałam zimny
kawałek hawajskiej.
- Jak było? –
zwróciła się do mnie blondynka. Uniosłam do góry kciuk, na co przyjaciółka
zareagowała piskiem. Sergi nie miał zielonego pojęcia o co nam chodzi, ale nie
chciał pytać. Uznał najwyraźniej, że to jakieś „babskie sprawy”. – Cieszę się,
bardzo się cieszę!
- Ja w sumie
też. On jest naprawdę… ciekawym człowiekiem. – spojrzałam na chłopaka, który
przyglądał się naszej wymianie zdań z wyraźnym zaciekawieniem. – Nie byłam na
randce… - sprostowałam od razu, na co zareagował śmiechem.
- Tak właśnie
podejrzewałem, ale nie pytam o nic więcej! – podniósł do góry ręce. –
Przyniosłem Wam bilety na mecz. Przyjdziecie, prawda?
- No jasne, że
tak. – żywiołowo zareagowała blondynka, która wyrwała mu dwa bilety z rąk i
zaczekała je z zaciekawieniem oglądać.
- Już nie mogę
się doczekać, żeby zobaczyć Was w akcji. – połknęłam ostatni kawałek pizzy i
wytarłam brudne ręce o serwetkę, którą rzuciła mi przyjaciółka. – Kto gra?
- Z tych
których zdążyłyście poznać to ja, Bartra, Muniesa, Álvaro i Tello. –
odpowiedział i spojrzał rozbawiony na blondynkę, która próbowała przeczytać po
hiszpańsku tekst na bilecie. – Macie jakieś plany na wieczór?
- Ja mam
ochotę pobiegać. Zakładam tylko sportowe buty i mnie nie ma godzinę. –
odpowiedziałam. – Ty… - zwróciłam się do blondynki. - …pewnie do mnie nie
dołączysz. – pokiwała głową. – Tak myślałam.
- Ja i moja
kondycja wolimy iść na plażę na zachód słońca.
- Jeżeli
później nie macie żadnych konkretnych planów to przyjdźcie do mnie. Pewnie będę
się nudzić, więc przyda się towarzystwo.
- Ok., w takim
razie jesteśmy w kontakcie. Ja idę się przebrać. – wyjęłam z szafy krótkie
szorty i sportową koszulkę adidasa. Przebrałam się w łazience i po wyjściu
założyłam na stopy sportowe buty do biegania. Wsadziłam do uszku słuchawki
przypięte do telefonu, gdzie odtworzyłam swoją motywującą do działania listę
piosenek i pomachałam dwójce podczas wybiegania z pokoju. Miałam wreszcie
chwilę by wszystko przemyśleć i dogłębnie przeanalizować.
**********************************************
Hej! Tym razem nie musieliście długo czekać na nowość :-) Stwierdziłam, że skoro napisałam to dodaję, po co odciągać to w nieskończoność.
Zachęcam do klikania "dołącz do tej witryny" z lewej stronie przy obserwatorach, by być zawsze na bieżąco!
Ach, Alvaro. Charlie naprawdę powinna pójść za radą przyjaciółki i stać się mniej nieprzystępna. Nie mówię oczywiście o wskoczeniu mu do łóżka na pierwszej randce, czy obściskiwaniu się na imprezie, ale jakaś kawa czy choćby podanie mu numeru telefonu nie jest przestępstwem. A to, że przyjechała do Barcelony w konkretnym celu wcale nie oznacza, iż nie może poużywać trochę wakacji. No proszę, Charlie, daj mu szansę. On się tak stara. Odwiózł je, zapewniając bezpieczeństwo i niczym prawdziwy gentleman odmówił nachodzenia ich w hotelu o czwartej nad ranem.
OdpowiedzUsuńCo innego Sergi, ach ta mała perełka. Nie wiem, czy wysnuwam słuszne wnioski, czy nie, ale Mireille cały czas tylko kłóci się z bratem Charlie, a Roberto wciąż kręci się w pobliżu. Czyżby kroiła się jakaś wakacyjna przygoda?
Nie mogę uwierzyć, że nie skojarzyłam nazwiska Santiago z nazwiskiem trenera Barcelona. Niemądra ja. :)
Cieszę się, iż spotkanie ojca z córką wypadło dobrze, że Santiago doszedł do wniosku, iż źle się zachował i zdołała się zrehabilitować. Tak jak mówiłam, potrzebował nieco czasu, żeby zdołać ułożyć sobie wszystko w głowie i jakoś przetrawić informację, że ma dorosłą córkę z kobietą, która była jego wakacyjną miłością. Zachował się jednak świetnie, widać, iż cały czas zależy mu na matce Charlie, no, może nie tyle zależy, co chciałby na spokojnie porozmawiać z nią o dawnych czasach, o tym, co między nimi zaszło. Nie dziwię mu się wcale. Opuściła go bez słowa, na pewno przez te lata nazbierało się mnóstwo pytań, na które chciałby uzyskać odpowiedzi.
Charlie wydawała się jednak nieco przytłoczona tym entuzjazmem ojca, który w niczym nie przypominał jego wcześniejszej reakcji. Jej świat również wywrócił się do góry nogami. Nagle otrzymała nową rodzinę i z pewnością pragnie się o nich dowiedzieć, ale jak słusznie zauważyła, wszystko w swoim czasie. Teraz, gdy Santiago zna prawdę nie muszą się nigdzie spieszyć, mogą się spokojnie poznawać. Mam nadzieję, że w którymś momencie dojdą do, jakby to powiedzieć, do wprawy i zaczną zachowywać się jak ojciec i córka, bo widać, iż Charlie chciałaby go móc uściskać i powiedzieć do niego "tato".
Buziaki :*
Dobrze kombinujesz. Jak zawsze :*
UsuńŚwietny blog, bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńCharlotte powinna dać Alvaro szansę, tak się chłopak stara :)
Dobrze, że spotkała się z ojcem i z nim porozmawiała.
Pozdrawiam :*
Dzieki dzieki. Pozdrawiam :-)
UsuńBardzo mi się ten rozdział podoba, w sumie to jak wszytskie tego opowiadania ;* Alvaro, kochanie moje <3 A co do Charlie to bardzo się cieszę, że w końcu porozmawiała z ojcem. Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuń1 rozdział na http://primer-sentimiento.blogspot.com zapraszam ;*
Dzieki dzieki! Pozdrawiam :*:*
Usuń