21 sierpnia 2014

Chapter 4

A cœur vaillant rien d'impossible.


Siedziałam na kanapie z głową opartą o ramię Miri. Obserwowałam co działo się w salonie kątem oka i w duchu błagałam przyjaciółkę o to, żeby wyjść. Na widok schodzącego po schodach Álvaro, zaśmiałam się pod nosem i próbowałam zbagatelizować każdy jego ruch, ale nie potrafiłam. Mimowolnie wodziłam za nim wzrokiem, a kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, brunet poniósł do góry kąciki ust.
Mirielle wpatrzona była w wyświetlacz swojej komórki, co chwilę siarczyście przeklinając pod nosem, próbowała pogodzić się z moim bratem. Nie miałam pojęcia o co im znowu poszło i nie zamierzałam się wtrącać w trwającą francuską telenowelę z nimi w rolach głównych.
- Jak się bawicie? – z mojej drugiej strony usiadł Sergi, który przyniósł nam po butelce piwa.
- Jestem wyczerpana. – zaśmiałam się i wyprostowałam, ponieważ kręgosłup dał mi się we znaki. – Chyba na nas już pora, co? – zwróciłam się do blondynki, która kiwnęła głową nie odwracając wzroku od telefonu. – Jesteśmy w kontakcie? – Sergi odprowadził nas do drzwi, zaraz po tym jak zamówił dla nas taksówkę.

- Jasne, że tak! Pewnie wymyślimy coś na spontanie, to dam Wam znać co i jak. – uściskał nas mocno, by chwilę po tym pomachać nam w progu swojego domu.
Álvaro pojawił się ni stąd ni zowąd i podbiegł do taksówki zapinając po drodze guziki w swojej koszuli.
- Pozwólcie, że do Was dołączę. – wepchnął się z nami na tylnie siedzenie i posłał nam szeroki uśmiech. – Nie chciałem, żebyście wracały same po nocy, w dodatku w obcym mieście i bez znajomości terenu. – podał kierowcy swój adres, ale zaznaczył, że najpierw jedziemy pod hotel, mimo iż znajdował się wiele przecznic dalej.
- To naprawdę miłe z Twojej strony. – przyjaciółka uśmiechnęła się równie szeroko co on i oparła się płasko o oparcie, by dać mu możliwość poglądu na mnie. Siedziałam z prawej strony z nosem prawie przyklejonym do szyby. Obserwowałam mijane uliczki i ludzi wracających z imprez. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że dochodziła czwarta rano.
- Może chcesz wejść do nas na górę? I tak nie pójdziemy jeszcze spać, więc zawsze możemy dokończyć butelkę wina, którą wczoraj wieczorem nie dokończyłyśmy wypić. – myślałam, że dosłownie rozszarpię Miri, która jakby nigdy nic zaprosiła bruneta do naszego pokoju hotelowego. Nie znałam go na tyle, by dać mu swój numer telefonu, a co dopiero, żeby go gdziekolwiek zapraszać!
- Z nieukrywanym smutkiem muszę odmówić. – wydostał się za nami z taksówki i oparł się jedną ręką o drzwiczki. – Do zobaczenia, mam nadzieję już wkrótce. – posłał mi uśmiech i wsiadł do samochodu, który po chwili odjechał.
- Jezu, on jest obłędny. – blondynka powachlowała się swoją kopertówką i weszła przede mną do holu na parterze. – Daję słowo… - wsiadłyśmy do pustej  windy. - …że gdyby nie Nicolas, to nie miałabym skrupułów by się na niego rzucić. – jej śmiech wypełnił małe pomieszczenie, co skomentowałam krótkim ‘aha’. – No nie bądź taka!
-  Jaka? – znalazłam w torebce elektroniczny klucz, który wsunęłam w czytnik przy drzwiach.
- No taka… - przyjaciółka uznała, że kontynuować będzie dopiero za zamkniętymi drzwiami naszego pokoju. - …taka niedostępna. Nie widzisz jak on się stara? Odwiózł nas, bo bał się, że może nam się coś stać po drodze… sposób w jaki na Ciebie patrzy… chciałabym, żeby Twój brat tak robił!
- Mirielle! – skarciłam ją wzrokiem. – Nie podniecaj się już tak. Nie zamierzam się wdać w romans z pierwszym lepszym Hiszpanem, który niewątpliwie ma niesamowite oczy… i uśmiech… ale! – usiadłam na łóżku. – Do niczego nie dojdzie!
Podniosłam o góry dwa palce w geście przyrzeczenia. Naprawdę chciałam w to wierzyć, ale mimo wszystkich moich starań, ciągła mnie do niego nieokiełznana siła.
Obudziłam się na dźwięk przychodzącej wiadomości tekstowej w mojej komórce. Odnalazłam ją w torebce i szybko pobladłam.
„Charlotte, przepraszam za swoje wczorajsze zachowanie podczas naszej rozmowy. Czy moglibyśmy się spotkać i obgadać to wszystko na spokojnie? Będę w kawiarni ‘Azúcar’ o godzinie 12:00/ Santiago”.

Weszłam do kawiarni z mieszanymi uczuciami. Bałam się jak diabli i chyba było to po mnie widać, ponieważ wszyscy ludzie, którzy mnie mijali, spoglądali na mnie zaintrygowani. Odnalazłam wzrokiem stolik przy którym siedział Santiago i dopiero po chwili do niego podeszłam.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie. – wybełkotałam stojąc za krzesłem. Mężczyzna podskoczył i podniósł się z miejsca na mój widok. Spojrzał na mnie wystraszonym wzrokiem.
- Dziękuję, że przyszłaś. – odsunął mi krzesło, na którym po chwili usiadłam, a sam zajął miejsce naprzeciwko mnie. – Jadłaś już coś? – pokiwałam głową. - Przepraszam za swoje zachowanie. Wiem jak to mogłaś odebrać… nie dziwiłbym się gdybyś nie zgodziła się na to spotkanie.
- Byłam zbyt ciekawa co ma…. Pan, do powiedzenia. – nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Byłam zbyt zestresowana, by powiedzieć coś mądrego, dlatego wolałam milczeć.
- Rozumiem. – po chwili przy naszym stoliku pojawiła się kelnera. Zamówiłam czarną kawę, Santiago natomiast sok pomarańczowy i dwa zestawy śniadaniowe, mimo moich usilnych sprzeciwów. – Zaskoczyła mnie Twoja wizyta. Zrozum… nie spodziewałem się czegoś takiego.
- Mój wyjazd do Hiszpanii był impulsywny. Kiedy tylko moja matka wyznała mi prawdę, postanowiłam pojechać na wakacje i Pana odnaleźć. Niczego się nie spodziewałam, ale… wiadomo, że taka informacja po dwudziestu latach życia… kiedy myślałam, że moim ojcem jest ktoś inny… poczułam się naprawdę źle.
- Nie rozumiem, dlaczego Twoja mama nie dała mi znać, że jest w ciąży… żadnego telefonu, żadnego listu… zniknęła z mojego życia tuż po zakończeniu wakacji. Próbowałem się z nią skontaktować, ale prawdopodobnie podała mi zły adres i złe nazwisko.
- Nazywam się de Bouville. Moja mama mogła użyć swojego panieńskiego nazwiska… podobno często tak robiła gdy jeździła na wakacje. Nie wiem… nie chcę jej tłumaczyć.
- Nie musisz. To przecież nie Twoja wina. – zawiesił na chwilę głos. – Chciałbym z nią kiedyś o tym porozmawiać.
- Nie jestem pewna czy jest na to gotowa. Niech Pan zrozumie… z ledwością przyznała się do prawdy przed rodziną. – upiłam spory łyk kawy, którą przed momentem przyniosła kelnerka. -  To dla niej naprawdę ciężka sytuacja.
- To jasne. Ja nadal jestem w wielkim szoku. – wyjął z kieszeni dzwoniący telefon i szybko go wyłączył. – Przepraszam… Jestem ciekaw Twojego życia… w końcu jesteśmy rodziną.
- Co chciałby Pan o mnie wiedzieć? – spojrzałam na niego po chwili.
- Po pierwsze… mów mi po imieniu, nie mogę znieść tego „pana”. – uniósł lekko kąciki ust. – Do jakich szkół chodziłaś? Studiowałaś?
- Dwa miesiące temu obroniłam licencjat z marketingu i zarządzania. – odpowiedziałam. – Nie jest to może mój szczyt marzeń, ale pracuję w galerii mamy i mam z tego satysfakcję.
- Mama dalej maluje? – ściągnął brwi.
- To zależy od jej weny. – zaśmiałam się pod nosem.
- Jak na artystkę przystało. – całe moje zdenerwowanie powoli ustępowało. Zaczynałam czuć się swobodnie w towarzystwie Santiago, mimo iż znałam go niecałe dwadzieścia cztery godziny.
Dowiedziałam się wielu szczegółów z jego życia. Mama opowiedziała mi parę rzeczy, ale sama nie znała go na tyle, by móc zdradzić mi więcej szczegółów. Santiago w liceum założył zespół rockowy, który szybko przyniósł mu popularność w Hiszpanii. Jego piosenki stały się kultowe i szybko został gwiazdą w swoim kraju. Nigdy nie zdobył kariery za granicą, dlatego nie słyszałam o nim, ani jego zespole.
Zespół grał setki koncertów i zarabiał pieniądze. Dopiero kilka lat temu zszedł ze sceny i Santiago otworzył jeden z najpopularniejszych klubów w Barcelonie.
- Czyli moja mama była ‘groupies’? – przyjrzał mi się uważnie, by po chwili wybuchnąć głośnym śmiechem.
- Nie, absolutnie nie. Poznałem ją prywatnie, podczas jednego ze spacerów po plaży. Z początku nie przyznałem się kim jestem… wyznałem jej tuż przed jej wyjazdem. Była w szoku, ale nie było po niej widać, że jej to przeszkadzało.
- Może dlatego nie powiedziała Panu… to znaczy Tobie, prawdy. Nie chciała, by muzyk koncertujący na okrągło miał zostać ojcem jej dziecka. – powoli cała historia zaczynała się układać w mojej głowie. Mama wolała mieć wsparcie od odpowiedzialnego człowieka, którym bez dwóch zdań był Bastien. Miał stałą pracę, był oddany swojej rodzinie i przede wszystkim był dobrym autorytetem. Na jakiegoś muzyka nie mogła przecież liczyć.
- Bardzo możliwe, ale o to chyba powinnaś ją sama zapytać. – zawiesił na chwilę swój głos. – Masz rodzeństwo?
- Oui. Trójkę starszego, siostrę Mariannę i dwóch braci: Nicolasa i Valentina.
- Dobrze jest mieć rodzeństwo. Sam mam brata, który jest może trochę zbyt zarozumiały… był piłkarzem, więc wiesz… ale jednak to rodzina.
- Mieszkasz sam? – spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Masz na myśli czy mam kobietę? – zaśmiał się pod nosem. – Wiele ich się przetoczyło przez moje życie, ale nie mieszkam z żadną… od jakiegoś czasu spotykam się z Inѐz, ale nie wiem czy to związek na dłuższą metę…
Nie wiem czy miałam to uznać za wychwalanie swojego testosteronu, czy coś innego, ale tak właśnie to odebrałam.
- Rozumiem. – westchnęłam. – A rodzice?
- Mieszkają na wsi pod Madrytem. Kupili mały domek zaraz po tym jak tata przeszedł na emeryturę. Powinnaś ich poznać…
Dziadkowie. Nowi dziadkowie. Zupełnie nie potrafiłam ich sobie wyobrazić. Sądząc po wyglądzie Santiago, mieli równie czarne włosy z tendencją do kręcenia się i pogodny wyraz twarzy. W zasadzie to nie powinnam kreować ich wizerunku, ponieważ dzieci często nie są podobne do rodziców. Np. ja. Przez całe życie porównywana byłam do Bastien’a, jak się okazało niewłaściwie.
- Nie chciałam, żeby to wszystko tak wyszło. Moja przyjaciółka… blondynka, z którą przyszłam do klubu… - mężczyzna przytaknął na wspomnienie dziewczyny. - …zmusiła mnie do przyjścia na rozmowę kwalifikacyjną. Stwierdziła, że skoro się fatygowałyśmy to nie powinnyśmy marnować okazji.
- I dobrze zrobiłyście. Pewnie dalej nie miałbym pojęcia o Twoim istnieniu.
- A! – uderzyłam się ręką w czoło i przeklęłam pod nosem. – Jeżeli chodzi o badania DNA to oczywiście zgadzam się i możemy je zrobić choćby dziś. – zawiesiłam się na moment. – Oczywiście moja mama nie ma wątpliwości, ale zawsze możemy rozwiać Twoje…
- Chyba nie ma takiej potrzeby. Zauważam Twoje podobieństwo do rodziny Martníez García. – uśmiechnął się półgębkiem, na co zareagowałam cichym chichotem. – Wybacz… ale naprawdę masz po mnie oczy. Nie wiem czy zauważyłaś, ale ja od razu.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Faktycznie mieliśmy ten sam kolor gorzkiej czekolady, ale czy od razu takie same?
- Bardzo możliwe. – skwitowałam krótko.
- Na długo zostajesz w Barcelonie?
- Szczerze to nie mam kupionego jeszcze biletu powrotnego do Paryża. Myślałyśmy o dwóch tygodniach wakacji, ale minęły zaledwie dwa dni… a ja już tęsknię za domem. – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wygląda na to, że i tu masz teraz dom. – zaskoczyło mnie to stwierdzenie. Tak szybko doszedł do siebie po informacji, która prawdopodobnie przewróciła jego życie do góry nogami. Ja pewnie przez tydzień nie potrafiłabym wyjść z mieszkania, a co dopiero z kimkolwiek się spotykać. A on? Był spokojny i opanowany. Chłonął wszystkie informacje na mój temat i dopytywał się o więcej. Miałam wrażenie, że z każdą kolejną minutą staje mi się bliższy i wiem o nim coraz więcej.
Czułam się przy nim bezpiecznie. Nie znałam go na tyle by móc to tak spokojnie stwierdzić, ale nie umiałam tego racjonalnie wytłumaczyć. Siedziałam w kawiarni przeszło dwie i pół godziny. Spędziliśmy ten czas na gadaniu. Po prostu gadaniu.
- Jakieś plany na resztę wakacji? Zamierzasz zwiedzać? – spytał po chwili ciszy, która wystąpiła po raz pierwszy od praktycznie początku rozmowy. Rozmawialiśmy bez ustanku i temat gonił kolejny temat.
- W zasadzie to jeszcze się nie zastanawiałam nad tym. Poznałyśmy pierwszego dnia kolegę, który jest piłkarzem i zaprosił nas na mecz, który ma odbyć się w weekend. Nic więcej nie planowałyśmy.
- Gdzie gra? – wyraźnie zaciekawił go ten temat.
- W FC Barcelona. Ale to mecz reprezentacji.
- Wiesz… grałem kiedyś w piłkę, byłem nawet w szkółce Barcy. – wybałuszyłam oczy na jego słowa. – Mówię poważnie. Jak to w takich przypadkach bywa… kontuzja wykluczyła mnie ze sportu i zająłem się czymś innym. Muzyka była moją drugą miłością, więc tak już zostało.
- Tutaj chyba co drugi chłopak gra w piłkę, no nie? – zaśmiałam się.
- Jak nie każdy. – odpowiedział również uśmiechem. – Mój brat był zawodowym piłkarzem, a teraz trenuje Twojego kolegę.
- Mówisz poważnie?
- Tak od tego sezonu jest trenerem. Pewnie go poznasz, ale jak już wspominałem… jest trochę zarozumiały.
- Może nie wybiegajmy aż tak w przyszłość, ok.? Ledwo co się poznaliśmy. – trochę zgasiłam jego entuzjazm swoim wyznaniem. Skarciłam się w myślach, ale nie mogłam tak po prostu rzucić się mu w ramiona i od razu biec na spotkanie z „nową rodziną”. Nie zamierzałam tego zrobić w najbliższym czasie, ponieważ i tak wiele trudu przyniosło mi skontaktowanie się z Santiago. Reszta może zaczekać.
- Przepraszam, Charlotte. Jestem trochę zbyt nakręcony. Myślałem o tym od wczoraj non stop… prawie nie przespałem nocy.
- Dla mnie to też było trudne.
- Myślałem o Twojej mamie. Czy jest jakakolwiek szansa by się z nią zobaczyć? Wiem, że to dziwne pytanie, ale… naprawdę chciałbym z nią porozmawiać.
- Nie była zadowolona z faktu, że jadę do Barcelony. Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł, by jej to w ogóle proponować. Powiedziała mi o Tobie, ponieważ jak stwierdziła zżerały ją wyrzuty sumienia. Ale wyraz jej twarzy gdy powiedziałam jej o wyjeździe… długo go nie zapomnę.
- Nie tłumacz się. Zdążyłem przez te kilkanaście dni poznać odrobinę Twoją matkę. Wiem jaka wybuchowa potrafi być. – na wspomnienie mojej matki zmienił się mu wyraz twarzy. Wyraźnie się rozchmurzył i mogłabym przysiąc, że się uśmiecha.
Jednak to faktycznie była miłość. Kiedyś nie wierzyłam w jej istnienie i twierdziłam, że istnieje tylko w filmach. Nie jakiś górnych lotów i pewnie telenowelach. Kiedy jednak zobaczyłam jak zmienia się wypowiadając jej imię i to po dwudziestu trzech latach! Chyba chciałabym się tak zakochać… tak prawdziwie!
- Na mnie niestety już czas. – spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku. – Jestem niesamowicie spóźniony, a moja asystentka pewnie odchodzi od zmysłów przez to, że wyłączyłem telefon.
- Przepraszam, że przeciągnęłam to spotkanie. Wygląda na to, że siedzieliśmy ponad cztery godziny. – zamarłam spoglądając na wyświetlacz swojej komórki. – Całkowicie straciłam poczucie czasu.
- Ja również, ale nie żałuję! – podniósł się z miejsca i narzucił na siebie granatową marynarkę, która idealnie komponowała się z błękitną koszulą i eleganckimi spodniami. Wyglądał bardzo szykownie, ale chyba zawsze miał to w zwyczaju. – Dziękuję, że przyszłaś, Charlotte. To dla mnie wiele znaczy. Mam nadzieję, że jesteśmy w kontakcie i zgodzisz się na kolejne spotkanie? – kiwnęłam głową i również podniosłam się z miejsca.
Santiago nie wiedział jak ma się zachować. Najpierw rzucił na stół banknot, a później podał mi rękę. Czy oczekiwałam, że mnie przytuli? Chyba tak, ale nie wiem czy tego tak naprawdę chciałam. Bądź co bądź, ale był dla mnie obcy. Jedna długa rozmowa niczego między nami nie zmieniała. Oczywiście spojrzałam na niego w innym świetle, ale tak naprawdę wciąż niewiele o nim wiedziałam. A chciałam zdecydowanie więcej.
- Masz mój numer telefonu. Dzwoń kiedy tylko zechcesz. – wyszliśmy razem na zewnątrz. Nerwowo stukałam nogą o twardą posadzkę i spojrzałam na samochód do którego podszedł mężczyzna. Srebrny mustang cabrio z 1967 roku zrobił na mnie ogromne wrażenie. Znałam się na samochodach przez Bastien’a, który wprost kochał zapach benzyny i zabierał mnie na przeróżne zloty starych samochodów. – Podrzucić Cię? – otworzył drzwi od strony pasażera. Stwierdziłam, że nie mogę stracić okazji by przejechać się tym cudeńkiem, dlatego też się zgodziłam. Samochód Santiago wzbudzał podziw na ulicach przez które przejeżdżał. Sama byłam wprost zachwycona! Podwiózł mnie pod sam hotel i pożegnał się szerokim uśmiechem.
Wbiegłam pospiesznie po schodach do głównego holu i szybko wcisnęłam guzik przywołujący windę. Wyjechałam na swoje piętro i zapukałam do drzwi. Miri otworzyła je z szerokim uśmiechem i wciągnęła mnie do środka. Na naszym łóżku siedział roześmiany Sergi z pudełkiem pizzy na kolanach. Byłam zaskoczona jego widokiem, ale nie dałam tego po sobie znać.
- Cześć, Sergi. – przybiłam mu piątkę i usiadłam obok niego.
- Cześć, cześć. Czekaliśmy na Ciebie z pizzą, ale zgłodnieliśmy i został tylko jeden kawałek… - podsunął mi pudełko pod nos. Uśmiechnęłam się do niego i odebrałam zimny kawałek hawajskiej.
- Jak było? – zwróciła się do mnie blondynka. Uniosłam do góry kciuk, na co przyjaciółka zareagowała piskiem. Sergi nie miał zielonego pojęcia o co nam chodzi, ale nie chciał pytać. Uznał najwyraźniej, że to jakieś „babskie sprawy”. – Cieszę się, bardzo się cieszę!
- Ja w sumie też. On jest naprawdę… ciekawym człowiekiem. – spojrzałam na chłopaka, który przyglądał się naszej wymianie zdań z wyraźnym zaciekawieniem. – Nie byłam na randce… - sprostowałam od razu, na co zareagował śmiechem.
- Tak właśnie podejrzewałem, ale nie pytam o nic więcej! – podniósł do góry ręce. – Przyniosłem Wam bilety na mecz. Przyjdziecie, prawda?
- No jasne, że tak. – żywiołowo zareagowała blondynka, która wyrwała mu dwa bilety z rąk i zaczekała je z zaciekawieniem oglądać.
- Już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć Was w akcji. – połknęłam ostatni kawałek pizzy i wytarłam brudne ręce o serwetkę, którą rzuciła mi przyjaciółka. – Kto gra?
- Z tych których zdążyłyście poznać to ja, Bartra, Muniesa, Álvaro i Tello. – odpowiedział i spojrzał rozbawiony na blondynkę, która próbowała przeczytać po hiszpańsku tekst na bilecie. – Macie jakieś plany na wieczór?
- Ja mam ochotę pobiegać. Zakładam tylko sportowe buty i mnie nie ma godzinę. – odpowiedziałam. – Ty… - zwróciłam się do blondynki. - …pewnie do mnie nie dołączysz. – pokiwała głową. – Tak myślałam.
- Ja i moja kondycja wolimy iść na plażę na zachód słońca.
- Jeżeli później nie macie żadnych konkretnych planów to przyjdźcie do mnie. Pewnie będę się nudzić, więc przyda się towarzystwo.
- Ok., w takim razie jesteśmy w kontakcie. Ja idę się przebrać. – wyjęłam z szafy krótkie szorty i sportową koszulkę adidasa. Przebrałam się w łazience i po wyjściu założyłam na stopy sportowe buty do biegania. Wsadziłam do uszku słuchawki przypięte do telefonu, gdzie odtworzyłam swoją motywującą do działania listę piosenek i pomachałam dwójce podczas wybiegania z pokoju. Miałam wreszcie chwilę by wszystko przemyśleć i dogłębnie przeanalizować.


********************************************** 
Hej! Tym razem nie musieliście długo czekać na nowość :-) Stwierdziłam, że skoro napisałam to dodaję, po co odciągać to w nieskończoność.
Zachęcam do klikania "dołącz do tej witryny" z lewej stronie przy obserwatorach, by być zawsze na bieżąco!


6 komentarzy:

  1. Ach, Alvaro. Charlie naprawdę powinna pójść za radą przyjaciółki i stać się mniej nieprzystępna. Nie mówię oczywiście o wskoczeniu mu do łóżka na pierwszej randce, czy obściskiwaniu się na imprezie, ale jakaś kawa czy choćby podanie mu numeru telefonu nie jest przestępstwem. A to, że przyjechała do Barcelony w konkretnym celu wcale nie oznacza, iż nie może poużywać trochę wakacji. No proszę, Charlie, daj mu szansę. On się tak stara. Odwiózł je, zapewniając bezpieczeństwo i niczym prawdziwy gentleman odmówił nachodzenia ich w hotelu o czwartej nad ranem.

    Co innego Sergi, ach ta mała perełka. Nie wiem, czy wysnuwam słuszne wnioski, czy nie, ale Mireille cały czas tylko kłóci się z bratem Charlie, a Roberto wciąż kręci się w pobliżu. Czyżby kroiła się jakaś wakacyjna przygoda?

    Nie mogę uwierzyć, że nie skojarzyłam nazwiska Santiago z nazwiskiem trenera Barcelona. Niemądra ja. :)
    Cieszę się, iż spotkanie ojca z córką wypadło dobrze, że Santiago doszedł do wniosku, iż źle się zachował i zdołała się zrehabilitować. Tak jak mówiłam, potrzebował nieco czasu, żeby zdołać ułożyć sobie wszystko w głowie i jakoś przetrawić informację, że ma dorosłą córkę z kobietą, która była jego wakacyjną miłością. Zachował się jednak świetnie, widać, iż cały czas zależy mu na matce Charlie, no, może nie tyle zależy, co chciałby na spokojnie porozmawiać z nią o dawnych czasach, o tym, co między nimi zaszło. Nie dziwię mu się wcale. Opuściła go bez słowa, na pewno przez te lata nazbierało się mnóstwo pytań, na które chciałby uzyskać odpowiedzi.
    Charlie wydawała się jednak nieco przytłoczona tym entuzjazmem ojca, który w niczym nie przypominał jego wcześniejszej reakcji. Jej świat również wywrócił się do góry nogami. Nagle otrzymała nową rodzinę i z pewnością pragnie się o nich dowiedzieć, ale jak słusznie zauważyła, wszystko w swoim czasie. Teraz, gdy Santiago zna prawdę nie muszą się nigdzie spieszyć, mogą się spokojnie poznawać. Mam nadzieję, że w którymś momencie dojdą do, jakby to powiedzieć, do wprawy i zaczną zachowywać się jak ojciec i córka, bo widać, iż Charlie chciałaby go móc uściskać i powiedzieć do niego "tato".
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog, bardzo mi się podoba :)
    Charlotte powinna dać Alvaro szansę, tak się chłopak stara :)
    Dobrze, że spotkała się z ojcem i z nim porozmawiała.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się ten rozdział podoba, w sumie to jak wszytskie tego opowiadania ;* Alvaro, kochanie moje <3 A co do Charlie to bardzo się cieszę, że w końcu porozmawiała z ojcem. Czekam na kolejny ;*

    1 rozdział na http://primer-sentimiento.blogspot.com zapraszam ;*

    OdpowiedzUsuń

************************************************************

************************************************************