L'amour ne voit pas avec les yeux, mais avec l'âme.
Wybiegłam z
hotelu o mało nie przewracając chłopaka, który akurat wchodził do środka.
Przeprosiłam go od razu i pobiegłam w kierunku plaży. Slalomem omijałam ludzi,
którzy jak na złość szli w przeciwnym kierunku i z każdym kolejnym krokiem
wydawało mi się, że było ich coraz więcej. Ominęłam wielką wycieczkę z
przewodnikiem, który opowiadał coś o zabytku, który oglądali z lewej strony.
Przebiegłam na zielonym świetle przez pasy i znalazłam się wreszcie na plaży.
Słońce chyliło
się ku zachodowi. Plaża powoli pustoszała, a przynajmniej takie odniosłam
wrażenie. Nie potykałam się o porozrzucane dziecięce zabawki, czy rozłożone
obok siebie koce, które tarasowały mi przedtem drogę.
Biegłam
brzegiem przy akompaniamencie Beyoncé i jej „Single Ladies”. Nie mogłam przestać
myśleć o Santiago i dzisiejszym spotkaniu. Analizowałam każde jego słowo i
doszłam do wniosku, że dość szybko doszedł do siebie po informacji, że ma
dorosłą córkę. Oczywiście widać było, że dalej jest w szoku i wypytywał mnie
dosłownie o każdy szczegół z mojego życia. Był ciekaw, ja również.
Sama
wypytywałam go o jego życie, o którym opowiadał mi z wyraźnym znudzeniem.
Zastanawiało mnie jego podejście do swoich dziewczyn. To jak powiedział mi, że
nie wiąże przyszłości z obecną partnerką trochę mnie zdezorientowało. Jak mógł
coś takiego powiedzieć? Przecież skoro się z nią spotykał to mimowolnie układał
sobie z nią życie. Tak otwarcie mówił o swoim imprezowym stylu życia i
panienkach, które przewinęły się przez jego drzwi. Doszłam do wniosku, że nie traktował
mnie jak córki, lecz jak koleżankę, ponieważ takie informacje zostawia się
raczej dla siebie, a nie chwali się dzieciom. Tylko jak mógł mnie traktować jak
córkę? Znał mnie dwadzieścia cztery godziny i w zasadzie opierał się tylko na
tym, że moja matka była w stu procentach przekonana o jego ojcostwie. Mógł
zareagować gorzej i to o wiele. Nie musiał w ogóle ze mną rozmawiać, ale jednak
to zrobił co mnie chyba jeszcze bardziej zaskoczyło.
Biegnąc
brzegiem zauważyłam znajomą sylwetkę biegnącą z naprzeciwka. Im był bliżej, tym
byłam bardziej pewna, że to Álvaro. Kiedy dostrzegłam jego niebieskie tęczówki
nie miałam żadnych wątpliwości.
- A co Ty tu
robisz? – przywitał mnie szerokim uśmiechem i całusem w policzek. Zatrzymałam
się by złapać oddech i wyjęłam z uszu słuchawki.
- To samo co
Ty. – wskazałam na jego buty do biegania.
- Jesteś
smutna. Co się stało? – złapał mnie prawą ręką za ramię i przyjrzał mi się
uważnie.
- Nic… tylko…
- nie miałam pojęcia dlaczego z obcymi ludźmi potrafię rozmawiać na najbardziej
intymne tematy, a z rodziną czy przyjaciółmi nie. Usiedliśmy na piasku i
opowiedziałam mu pokrótce co się wydarzyło. Nie mogłam powstrzymać łez, które
mimowolnie spłynęły mi po policzkach.
- Proszę, nie
płacz. – otarł mi szybko mokre policzki, ale nie cofnął z powrotem ręki. –
Myślę, że powinienem… - nie dokończył tylko zamknął mi usta w pocałunku. Nie
odepchnęłam go, co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło. Całował mnie coraz
bardziej pewnie, a ja na każdy pocałunek odpowiadałam tym samym. Moje serce szalało,
jak chyba wszystkie wnętrzności. - …jakoś odwrócić Twoją uwagę. – zaśmiał się
głośno widząc moją minę. Bałam się na niego spojrzeć, ale nie miałam wyjścia,
ponieważ w dalszym ciągu dotykał mojego policzka. – Nie chcę, żebyś płakała z
takiego powodu.
- Czy
odnalezienie ojca to nie dobry powód? – odtrąciłam jego dłoń, która opadła na
moje ramię. – Myślę, że to doskonały powód by płakać. Zwłaszcza, że przez
dwadzieścia dwa lata myślałam, że moim ojcem jest ktoś zupełnie inny.
- Źle mnie
zrozumiałaś. – przejechał dłonią od mojego ramienia po łopatki i delikatnie
mnie do siebie przyciągnął. – Płacz tu nic nie pomoże, ale mimo wszystko
nadzieję, że już lepiej się czujesz.
- Wprost
wyśmienicie. – syknęłam. Denerwowało mnie jego podejście. Wiem, że chciał dobrze,
ale nie potrzebnie tak naciskał. I ten pocałunek!
- Nie złość
się na mnie. Przepraszam, że Cię pocałowałem. – miałam wrażenie, że wszystkie
moje myśli są dla niego znane. – Twoje oczy mówią więcej niż myślisz. –
podniósł lekko kąciki ust.
- Nie musisz za
to przepraszać. Faktycznie odwróciłeś moją uwagę od ojca. – zaśmiałam się cicho
pod nosem.
- Ale nie
tylko dlatego chciałem Cię pocałować. Nie tylko, żeby odwrócić Twoją uwagę. –
podniósł się z miejsca i podał mi rękę, by pomóc mi wstać. Skorzystałam z jego
pomocy i o mało nie uderzyłam nosem o jego tors, który znalazł się w
niebezpiecznej dla mnie odległości. Zrobiłam krok w tył i wyrwałam dłoń z jego
lekkiego uścisku. Brunet uśmiechnął się na wyraz mojej twarzy. – Mogę Ci
towarzyszyć w dalszym joggingu?
Zgodziłam się,
choć niechętnie. Ciężko było nam się zgrać. Raz on biegł szybciej, raz ja.
Biegliśmy obok siebie, nie odzywając się ani słowem. Ten pocałunek był
przerażająco przyjemny. Nie mogłam przyznać, że tego nie chciałam, ponieważ nie
odepchnęłam go, a nawet trzymałam za koszulkę i przyciągałam do siebie. Co we
mnie wstąpiło? Znałam go od trzech dni i już pozwalałam mu się całować? Nie
byłam święta, robiłam dużo gorsze rzeczy, ale nie chciałam tak zaczynać tej
znajomości. Zbyt bardzo go lubiłam, by to szybko zepsuć.
- Będziecie na
meczu? – odwrócił się do mnie przodem i biegł przez chwilę tyłem.
- Tak,
dostałyśmy bilety od Sergi’ego. – biegł przede mną przez co mogłam obserwować
każdy pracujący jego mięsień. Był diabelnie dobrze zbudowany i wysportowany.
Jego sportowa koszulka opinała jego mięśnie, które eksponowane były przy każdym
kolejnym krokiem.
- Nie patrz na
mój tyłek! – zaśmiał się głośno.
- Imbécile. – fuknęłam pod nosem.
- I uwielbiam
jak mówisz po francusku. – zerknął na mnie przez ramię i pocałował uśmiech.
Działało mi na nerwy to jak bardzo mnie pociągał. Każdy centymetr jego ciała
sprawiał, że zawracało mi się w głowie, a pocałunek jeszcze bardziej utwierdził
mnie w przekonaniu, że nie jest mi obojętny.
- Ugh! –
wyminęłam go i biegłam przed nim. Po kilku docinkach na temat mojej pupy,
uznałam jednak, że lepiej biec za nim i mieć święty spokój.
Po drodze
zatrzymałam się przy jednym ze straganów, by zakupić wodę. Byłam zmęczona, a
temperatura wcale nie spadała mimo, że dochodziła dwudziesta. Nie spodziewałam
się, że będę obserwować zachód słońca w towarzystwie Álvaro, który nie
odstępował mnie nawet na krok. Kiedy przestał gadać głupoty i zaczął opowiadać
o swojej grze w Swansea, był całkiem znośny. Oczywiście nie wspominaliśmy już o
naszym pocałunku. Czułam, że mój żołądek się ściska za każdym razem gdy posyłał
mi zalotny uśmiech. Wywierał na mnie dziwne wrażenie, ale lubiłam z nim
przebywać.
Odprowadził
mnie pod hotel i ponownie próbował się umówić na randkę. Zaproponowałam, by
powtórzyć jutro bieganie w tym samym miejscu i o tej samej porze. Zgodził się,
choć przyznał, że wolał coś bardziej romantycznego. Stwierdziłam od razu, że
nie ma niczego bardziej romantycznego od biegania na plaży przy zachodzącym
słońcu.
- Cześć, mamo. Właśnie wróciłam do hotelu.
– odebrałam swój dzwoniący telefon tuż po przekroczeniu progu pokoju.
- Nie dzwoniłaś do mnie. Chcę wiedzieć
wszystko. – powiedziała z naciskiem na ostatnie słowo.
- Spotkałam się dziś z nim. Rozmawialiśmy
naprawdę długo. – westchnęłam i usiadłam na łóżku. – Jest w porządku, a przynamniej wydaje się taki być.
- Jak zareagował na to wszystko? –
odezwała się po dłuższej chwili milczenia.
- Był w szoku i nadal jest. –
opowiedziałam jej pokrótce nasze pierwsze spotkanie w jego klubie i o tym jak udawałyśmy,
że poszukujemy pracy. Uwzględniłam również to, że nie uwierzył mi i kazał
wyjść, dopiero wieczorem dostałam od niego wiadomość tekstową.
- Jak wygląda?
- Z
tego co mi opisywałaś to w zasadzie w ogóle się nie zmienił. Wysoki brunet,
włosy trochę pokręcone, zielone oczy. Chuderlawy, ale nie jakoś specjalnie…
czemu nie powiedziałaś mi o jego zespole rockowym?
- Nie było o czym mówić. Dalej grają?
- Nie, już od jakiegoś czasu nie. Otworzył
klub w centrum o nazwie Óphelie… - odpowiedział mi głośny szloch matki,
która nie potrafiła się uspokoić. – Mamo,
nie płacz.
- Pytał o mnie?
- Tak. Spytał czy jest możliwość, żeby się z
Tobą spotkać. Opowiedziałam, że w najbliższym czasie pewnie nie, ale kiedyś…
- I dobrze odpowiedziałaś. Póki co nie mam
ochoty by się z nim widzieć. – fuknęła do słuchawki wyraźnie poirytowana. – A poza tym?
- Biegałam dziś na plaży. Miri jeszcze nie
wróciła, miała iść się przejść na zachód słońca. A poza tym poznałyśmy
pierwszego dnia fajnych chłopaków. Grają w piłkę i dali nam bilety na swój
mecz.
- Oh, ma chérie. – westchnęła głośno. – Tylko bez szaleństw. Błagam Cię. I tak
wystarczająco odchodzę od zmysłów, że jesteście same w Barcelonie.
- Jesteśmy na wakacjach, maman. – zaśmiałam
się. – To chyba normalne, że poznajemy
nowych ludzi.
- Nicholas pyta gdzie jest Mirielle. –
usłyszałam podniesiony głos brata który po chwili wyrwał mamie telefon z ręki.
- Cześć, Charlie. Czy jest gdzieś w okolicy
Miri? Chciałbym z nią porozmawiać.
- Dlaczego nie zadzwonisz do niej?
- Bo nie odbiera ode mnie telefonów. – warknął. – Przekaż jej, że ją kocham i się martwię.
- Ok., przekażę. – westchnęłam głośno. – Mam dosć tych waszych przepychanek. Albo
jesteście razem, albo nie.
- Jej to powiedz. Ok… oddaję Ci mamę. – przekazał
słuchawkę rodzicielce i rzucił kilka zdań na odchodne, że wychodzi i nie wie
kiedy wróci.
- Nicolas przez ten wyjazd stał się
strasznie męczący. Wymyśla, że Miri go zdradza z jakimś Hiszpanem, a gdy nie
odbiera telefonów to wpada w panikę.
- Tak, wiem. Miri ciągle powtarza, że musi
mu się spowiadać z każdego swojego kroku. Myślę, że Nick ewidentnie przegina.
- Wiesz jaki on jest. Jest zakochany… Ty też
kiedyś będziesz i zobaczysz jak to jest być z kimś na odległość. Oczywiście nie
życzę Ci tego, bo to nic fajnego mieć faceta na drugim końcu świata…
- Maman, czy mówisz mi o tym z własnego
doświadczenia? – odpowiedziała mi cisza.
– Tak myślałam.
- Muszę już kończyć. Bądźcie grzeczne i
zadzwoń do mnie jutro. – rozłączyłam się nim znów zaczęłaby lamentować.
Następnego
dnia spotkałam się w wyznaczonym miejscu z Álvaro. Przywitał mnie szerokim
(jeszcze szerszym niż zwykle) uśmiechem i całusem w policzek. Jego sportowy
strój jak zwykle podkreślał umięśnienie, a ray bany na nosie dodawały
zawadiackiego wyglądu.
- Jak się dziś
czujesz? – biegliśmy równo siebie i już przywykliśmy do swojego tempa.
Poprzedniego dnia nie potrafiliśmy się zgrać, albo on był pierwszy, albo ja.
Tym razem biegliśmy ramię w ramię.
- Dobrze. Cały
dzień starałam się nie myśleć o Santiago, ale wiesz jak to jest. Jeśli starasz
się nie myśleć, to mózg płata Ci figle i nie robisz nic innego oprócz myślenia
o tej właśnie osobie.
- Znam to. –
zaśmiał się serdecznie. Zlekceważyłam jego wyznanie i spojrzałam przed siebie
na coraz mniej zaludnioną plażę.
- Stresujesz
się przed meczem? Gracie jutro, tak?
- Zgadza się.
– odpowiedział poprawiając okulary, które lekko zsunęły mu się na nos. – Ale
nie stresuję się. Mecz mamy bankowo wygrany. Gramy ze Szwajcarią, a nie jest to zbyt wymagający przeciwnik.
- A zdziwiłbyś
się, że tacy niepozorni gracze, a nakopią Wam w tyłki. – zaśmiałam się na wyraz
jego twarzy.
- Czyżbyś nam
nie kibicowała?
- Ależ skąd.
Jestem tylko racjonalnym obserwatorem. Czasami gdy myślimy, że jesteśmy
niepokonani, zjawia się istota, która wywraca życie do góry nogami. Np. taki
Szwajcar, wbiegnie na boisko w ostatniej minucie i strzeli decydującego gola.
Musisz przeanalizować taki scenariusz. – brunet odpowiedział mi śmiechem. – No
co? Znam się trochę na piłce. Mój ojciec był wielkim fanem Paris Saint-Germain
FC. Byłam z nim nawet parę razy na meczu.
- Bastien,
tak? – kiwnęłam głową. – A Santiago?
- Co z nim? –
zdziwiłam się momentalnie.
- Komu
kibicuje?
- Z tego co
wiem to grał kiedyś zawodowo, ale wykluczyła go kontuzja. Jego brat jest
trenerem. Louis Enrique, kojarzysz? – przytaknął. – Co o nim sądzisz? Ja nie
poznałam go jeszcze, a z tego co wywnioskowałam ze słów Santiago, to jest
trochę rozpuszczony i zadufany w sobie.
- Czy ja wiem…
- podrapał się po brodzie. – Rozmawiałem z nim kilka razy. Byłem na treningu kolegów
i muszę przyznać, że jest specyficzny. Ma dziwne poczucie humoru, ale nie
odniosłem wrażenia, że jest zadufany. Jest perfekcjonistą, to na pewno. Czyli…
już coraz częściej myślisz o poznaniu swojej nowej rodziny?
- Chyba będę
musiała kiedyś ją poznać, ale trochę się boję. Nie wiem jak mnie przyjmą… jak
wpadkę ich Santiago, czy jako członka rodziny…
- Z tego co
mówiłaś to Twoja mama naprawdę kochała Santiago, więc nie możesz mówić na
siebie „wpadka”. – zatrzymał się by złapać oddech. – Przyszłaś na świat, bo
dwoje ludzi się kochało. Nie myśl inaczej.
- Jak to nie?
Jestem owocem wakacyjnego romansu, który skończył się wraz z wyjazdem mojej
matki.
- To niczego
nie zmienia. Sama mówiłaś, że Santi wciąż pyta o Twoją matkę. Czyli nie jest mu
obojętna. – złapał mnie za ramię. – Nie możliwe by taka dziewczyna jak Ty nie
przyszła na świat z miłości.
- Przestań. –
odtrąciłam jego dłoń i usiadłam na piasku. Po chwili piłkarz zajął miejsce obok
mnie i razem tępo wpatrywaliśmy się w zachód słońca.
- Czyli to
jest nasza pierwsza randka? – poruszał brwiami na widok mojej kwaśnej miny. –
Nie masz ochoty coś zjeść? Ja chętnie wybrałbym się do jakiejś knajpy.
- W sumie
czemu nie. Tylko w takim stroju… - wskazałam na dres i buty do biegania. -
…gdzieś mnie wpuszczą?
- O to się nie
martw. – podniósł się i pomógł mi wstać. – Na szczęście mamy zamówiony stoik na
dwudziestą pierwszą. Masz chwilę, by się przebrać. – szturchnęłam go w bok i
razem udaliśmy się do wyjścia z plaży. Nie podobało mi się, że sam zaplanował
co będziemy robić, ale w zasadzie inaczej bym się nie zgodziła na kolację.
Dopiero gdy postawił mnie przed faktem dokonanym, uległam i zgodziłam się.
Podwiózł mnie
pod hotel i zadeklarował, że za pół godziny będzie z powrotem. Wbiegłam szybko
na swoje piętro i wparowałam bez słowa do łazienki. Miri krzyknęła czy coś się
stało, ale nie zdążyłam jej odpowiedzieć. Wzięłam prysznic, by się odświeżyć i
wróciłam do pokoju owinięta samym ręcznikiem.
-
Wariatko! Powiesz mi co się dzieje? –
zatrzymała mnie pośrodku pokoju i złapała za ramiona.
- Nie mam co
na siebie założyć. Pomóż mi, mam tylko dwadzieścia minut. – blondynka rzuciła
się w wir przerzucania rzeczy w szafie i już po chwili znalazła sukienkę. Białą
w granatowe kwiatuszki. – Nie przesadzasz?
- Nie
powiedziałaś mi nawet jaka to okazja. Sukienka jest dobra na wszystko. –
zaśmiała się. – Jak mniemam… umówiłaś się z Álvaro.
- No, tak
wyszło. – przyjaciółka klasnęła głośno w dłonie i wydała z siebie krzyk
zadowolenia.
- Nawet nie
wiesz jak się cieszę. A teraz… - rzuciła we mnie sukienką. – Zakładaj ją, a ja
poszukam odpowiednich butów.
Zniknęła na
chwilę w przedpokoju, gdzie rozłożone miałyśmy wszystkie nasze buty i wróciła
po chwili z brązowymi koturnami. Założyłam wszystko, upięłam włosy i lekko
spryskałam się delikatnymi perfumami. Do ręki wzięłam małą kopertówkę i byłam
gotowa do wyjścia.
Zjechałam
windą do głównego holu i wyszłam przed hotel, gdzie o swój lśniący samochód
opierał się uśmiechnięty od ucha do ucha Álvaro. Wyglądał obłędnie jak to
zwykle miał w zwyczaju: koszula z drobniutką granatowo białą kratkę, czarne
dżinsy i białe conversy. Uśmiechnęłam się na jego widok i zeszłam powoli po
schodkach. Otworzył mi drzwi od strony pasażera i gestem ręki zaprosił do
środka.
- Pięknie
wyglądasz. – zapiął pas. – I jeśli jakaś dziewczyna mi kiedyś powie, że
potrzebuje dwóch godzin na przebranie się, to ją wyśmieję. – posłał mi uśmiech.
- Niektóre
potrzebują dwóch godzin. Najwidoczniej spotykasz się z takimi, które mają wiele
do zatuszowania. – wystawiłam mi język, co przyjął ze stoickim wyrazem twarzy.
– Żartowałam przecież.
Jechaliśmy w
zupełnej ciszy, co straszliwie mi przeszkadzało. Álvaro zawsze rzucał jakimś
żartem czy rozluźniającym atmosferę stwierdzeniem, a tym razem siedział
wyraźnie zestresowany. Chyba nie było to spowodowane naszym spotkaniem,
ponieważ widzieliśmy się tego dnia i nic nie wskazywało na to, by miał jakieś
obiekcje.
- Co się
dzieje? – spytałam kiedy pomógł mi wyjść z samochodu i zatrzasnął za mną drzwi
samochodu.
- A co się ma
dziać? – uśmiech na jego twarzy ponownie zagościł.
- Wydajesz się
być spięty.
Nie uzyskałam
żadnej odpowiedzi. Weszliśmy razem do restauracji która przytłoczyła mnie już
od samego wejścia. Brunet podał swoje nazwisko konsjerżowi, który zaprowadził
nas do stolika. W restauracji panował całkiem duży ruch, ale na całe szczęście
nasz stolik znajdował się na uboczu i nie musieliśmy przekrzykiwać innych, by
się swobodnie porozumieć.
- Ładne
miejsce. – skomentowałam po krótkiej chwili. Chciałam go jakoś rozluźnić,
rozweselić, ale nie umiałam znaleźć odpowiednich słów. Zamówiliśmy coś do
jedzenia i wymienialiśmy co chwilę spojrzenia. – No powiedz coś wreszcie! Od
pół godziny zachowujesz się dziwnie.
Para siedząca
nieopodal zwróciła uwagę wszystkich. Mężczyzna ukląkł na jego kolano, kobieta
zaczęła piszczeć i już po chwili na jej palcu pojawił się błyszczący jak diabli
pierścionek. Bawiliśmy brawo chyba z całą restauracją.
- Mam ochotę
Cię pocałować, ale wiem, że to mogłoby się skończyć guzem. – zaśmiał się
przerywając ciszę. Spojrzałam na niego zaskoczona i nachyliłam się nad
stolikiem zawadiacko.
- Skąd wiesz
jak zareaguję? – poruszałam brwiami. Nie musiałam długo czekać na jego reakcję.
Nachylił się nad stolikiem i skradł mi całusa. Postanowiłam jednak dać mu małą
nauczkę i uderzyłam go z liścia w policzek, co zaciekawiło ludzi siedzących
wokół nas. Jedni najwyraźniej się oświadczali, inni okładali po twarzy. Zaśmiałam
się głośno na wyraz jego twarzy i podałam szklankę wody z lodem, by przyłożył
sobie do policzka.
- I tak było
warto. – zaśmiał się trzymając za obolałą twarz.
Nie wiedziałam
czego tak naprawdę od niego oczekiwałam. Ciągłego zdobywania? Nie chciałam tak
szybko dać za wygraną, bo dobrze wiedziałam, że moja niedostępność działała na
niego jak magnes. Każdy unik, czy odtrącenie, powodowały, że biegł za mną
jeszcze szybciej i właśnie to mi się podobało. Chciałam być zdobywana i
adorowana. Może czasami faktycznie przesadzałam ze swoją nieustępliwością, ale
mimo wszystko miałam satysfakcję.
- To może
skoro mamy przełamane pierwsze lody… - zaczął, kiedy wyszliśmy razem z
restauracji i skierowaliśmy się do jego samochodu, który zaparkowany był
nieopodal budynku na strzeżonym parkingu. - …dałabyś mi wreszcie swój numer
telefonu? – zakryłam twarz torebką, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem, ale
nie mogłam się powstrzymać i już po chwili śmiałam się na całego. – No co?
Dawaj ten numer i to już! – uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Co za
stanowczość, panie Vázquez! – wsiadłam do samochodu i położyłam torebkę na
kolanach. Mój towarzysz zajął miejsce za kierownicą, ale nie odpalił od razu.
Odwrócił się w moją stronę i spojrzał wyczekująco. – Słucham, pana.
- Poproszę
numer telefonu. – wyjął z kieszeni najnowszy model iphone i z niecierpliwością
czekał na mój ruch.
- Znamy się na
tyle by dać Ci numer telefonu? No nie wiem, nie wiem. – przeciągałam chwilę
najdłużej jak tylko mogłam i chichotałam pod nosem na wyraz jego twarzy.
- Mademoiselle, Charlotte. – zwrócił się
do mnie po francusku. Tym razem to on śmiał się z mojej kwaśnej miny. – Daj mi
numer telefonu, bo nie odpalę samochodu i będziemy tu tak siedzieć do rana.
- Monsieur, Álvaro. – zaakcentowałam
pierwszy wyraz. – Zaczynasz być coraz bardziej stanowczy. - bawiła mnie ta
sytuacja, jego zresztą też. Nadmiernie akcentowaliśmy swoje racje i nie
chcieliśmy dać za wygraną. – No, ale
dobrze. Skoro Pan nalega. – wzruszyłam bezradnie ramionami i wyrecytowałam swój
numer, który brunet szybko wpisał do swojego telefonu. Uśmiechnął się szeroko i
odpalił silnik samochodu.
Jeszcze tego
samego wieczoru dostałam od niego wiadomość tekstową: „Czuję się dziwnie pobudzony przez to, że mogę napisać do Ciebie o
każdej porze dnia i nocy./ Á”. Uśmiechnęłam się mimowolnie i odłożyłam
telefon z powrotem na szafkę obok łóżka.
*****************************************************
Liczę na Wasze opinie pod postem. Pozdrawiam i do kolejnego!
Alvaro taki słodki*_* Hahaha rozdział świetny ;) a kiedy pojawi się coś w la tortura ? :p
OdpowiedzUsuńTworzy się, ale póki co nie jest to na tyle znośne by publikować :)
UsuńHaha ok choć nie wierze że nie jest tak fajny jak reszta rozdziałów ;p
UsuńOjjjj - ciężko mi jest pisać dwa opowiadania na raz... raz mam wene tu, raz tam - nie mogę się rozdwoić :-)
UsuńAwwww, kurde no, nie gadaj ze masz problemy z romantycznymi scenami, bo ja się tu moja droga rozpływam! Charlie ma szczęście, że ma przy sobie takiego Alvaritto. Btw Vazquez słodziak z tym sms. Pozdrawiam i czekam na następny ;*
OdpowiedzUsuńMam problem i to wielki - żałuj, że nie widzisz jak piszę takie sceny :D kupa śmiechu i wołań "dlaczego ja???????" :-)
Usuńhttp://aixi-que-sera-millor.blogspot.com/2014/08/1.html zapraszam na 1 rozdział :)
OdpowiedzUsuńCharlie nie ma się czym martwić. Jej ojciec na pewno nie chciał, żeby odebrała jego słowotok w ten sposób. Powinna zrozumieć, że nawet to drugie spotkanie z córką było dla niego dużym szokiem. Owszem, rozmawiali swobodniej, chciał znać każdy szczegół jej życia, ale na pewno nie chodziło mu o potraktowanie jej jak przyjaciółki. Po prostu w swoim życiu nie doczekał się dzieci, nie wie więc, jak z nimi postępować, a zwłaszcza ze swoimi, nowo poznanymi i dorosłymi.
OdpowiedzUsuńChociaż oczywiście to zamartwianie Charlie zadziałało na korzyść naszego don juana Alvaro. Ma chłopak pomysły, nie powiem. To ta druga sprawa, której w zachowaniu chłopaków nie rozumiem, dlaczego zazwyczaj uciszają nas właśnie pocałunkiem? Przecież na pewno jest na to dużo innych sposobów! Nie mów, że nie przepadasz za pisaniem scen romantycznych, bo świetnie ci one wyszły tutaj!
Uwielbiam przekomarzania naszej dwójki, zwłaszcza te z końca rozdziału, nic tylko się nad ich urokiem rozpływać. Alvaro jest wręcz niepoprawnie uroczy, za to powinna być jakaś kara, to z pewnością prawnie zabronione. ;)
I dzięki Bogu, że Alvaro wreszcie udało się zaprosić Charlotte na randkę i wyciągnąć numer telefonu. Już myślałam, że naprawdę polegnie. Proszę o więcej takich romantycznych scen w których będą się przekomarzali. Charlie udaje trudną do zdobycia, ale widać, że Hiszpan za mocno na nią działa, by mogła opierać się mu zbyt długo.... i dobrze!
Pozdrawiam :*
Przekomarzanie się już im tak zostanie :-) troche byloby nudno bez tego :-) pozdrawiam :*
UsuńRomantyczne sceny mi się bardzo podobają :)
OdpowiedzUsuńAlvaro jest przeuroczy, w sumie nie dziwię się Charlie, że chce żeby ją zdobywał, świetnie mu to wychodzi :)
Pozdrawiam :*
Mi też się podobają, ale trudno je pisać a co gorsza wymyślać :P Pozdrawiam :-)
Usuń2 rozdział na http://primer-sentimiento.blogspot.com/ zapraszam!
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadania! Mimo, że się czaję i nie komentuję to czytam twoje blog od dawna. Ostatnio nawet polecałam jednego z nich u siebie.
OdpowiedzUsuńJuż dawno nie czytało mi się książek/opowiadań jak u ciebie. Jesteś naprawdę rewelacyjna. Myślałaś kiedyś o napisaniu jakiejś książki?
http://threecatsproject.blogspot.com/
Jedna noc, która miała być nic nie znaczącym epizodem, jednak na zawsze zmieniła ich życie. Pozbawiona dachu nad głową, prosi go o pomoc. Jego dobre serce nie pozwala mu odmówić. Muszą nauczyć się żyć razem. Czy różnice charakterów Marca i Laury im na to pozwolą? Czy codzienne kłótnie przerodzą się w uczucie? Zapraszam na opowiadanie o Marcu Bartrze http://abrazame-en-tus-brazos.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuń